Zaczęliśmy rzymski etap synodu. Najpierw z Ojcem Świętym – od czuwania ekumenicznego na Placu Świętego Piotra. Później przejazd do położonego pod Rzymem ośrodka rekolekcyjnego w Sacrofano, na trzydniowe rekolekcje wprowadzające w synodalne doświadczenie. To rekolekcje oparte na słuchaniu, milczeniu, medytacji i dzieleniu się Ewangelią w małych grupach. Wprowadzenia do medytacji daje o. Timothy Peter Joseph Radcliffe OP. Do jakiej refleksji zaprasza synodalne zgromadzenie?
02.10.2023 10:21 GOSC.PL
Jesteśmy niekompletni. Na wielu poziomach – jako ludzie, jako uczniowie Chrystusa. Różnimy się od siebie w oczekiwaniach, pragnieniach. To rodzi lęk, od którego trzeba nam uwolnić serca. Te przedsynodalne rekolekcje są nam podarowane, ponieważ wielu się lęka, że synod zmieni Kościół w sposób, który budzi niepokój. Inni z kolei boją się, że głębokie zmiany w ogóle nie nastąpią. Nadzieja jednych spotyka się z obawą drugich i na odwrót. Efekt? Wielu w ogóle nie chciałoby uczestniczyć w tym synodzie. Tymczasem on jest nam potrzebny, bo nie jesteśmy, jako Kościół, jednością. Dlatego zbieramy się tutaj – nie dla większych podziałów, ale z nadzieją na jedność. Jesteśmy jak uczniowie, którzy mają odmienne oczekiwania i nadzieje – tak jak apostołowie, którzy przecież byli podzieleni. I właśnie wówczas Jezus przeprowadził ich przez czas rekolekcji. To były rekolekcje w drodze.
Zatem jakie nadzieję możemy mieć wspólnie w tej drodze, którą przebywamy teraz razem? Przede wszystkim tę nadzieję, która transcenduje wszystkie inne – nadzieję eucharystyczną, nadzieję wieczności. Nie zbieramy się tu, aby zwyciężyć w debacie i przeforsować własne oczekiwania. Eucharystia to nadzieja, która gromadzi nas i jednoczy ponad wszystkimi innymi nadziejami – nadzieja, że w tym doświadczeniu Kościoła, przez które przechodzimy, Bóg jest z nami. To właśnie jest eucharystyczna nadzieja Synodu, oparta na pewności stałej obecności Boga. Ta nadzieja mówi nam, że największe owoce pojawiają się wtedy, gdy nawet nie zgadzając się, potrafimy się wzajemnie usłyszeć. Wówczas to, co możemy otrzymać dzięki temu synodalnemu doświadczeniu, będzie większe od wszelkich naszych oczekiwań. W czasie ostatniej wieczerzy Jezus dał swoim uczniom samego siebie. W czasie Synodu nie mamy dawać sobie nawzajem własnych poglądów i przekonań, ale właśnie samych siebie. Chodzi o to, aby słuchać Boga i siebie nawzajem, aby objawiła się prawda, że nasze bycie w tym świecie ma sens; abyśmy się stali świadkami tej nadziei. Możemy być podzieleni w naszych nadziejach, ale jeśli będziemy się nawzajem słuchali, uczynimy miejsce dla nadziei, która przekracza wszystkie podziały.
Mamy też problem z rozumieniem Kościoła jako domu. Dla jednych oznacza to bowiem otwartość na wszystkich i wszystko, aby każdy poczuł się w Kościele jak u siebie. Zdaniem innych taka otwartość powoduje, że dom przestaje być domem. Pytanie więc o naszą tożsamość. Jak mamy przezwyciężyć te napięcia? To wielkie pytanie tego Synodu. To również pytanie, które kryje się w sercu Ewangelii. Musimy je w sobie pomieścić, trzymając się przede wszystkim tej odpowiedzi, że Bóg uczynił swój dom w każdym z nas. To bycie domem Boga musimy najpierw odkryć w sobie. To podstawa, aby drugiego także tratować jako dom Boga. On pragnie bowiem ustanawiać swój dom w najbardziej zniszczonych i zapomnianych miejscach; w wykluczonych, w odrzuconych, „poza obozem”. Musimy więc nauczyć się przekraczać granice naszego obozu. Jednak nie po to, aby stracić naszą tożsamość, ale by ją pogłębić, odkrywając, jak Bóg objawia się poza granicami, które sobie wytyczyliśmy. Synod jest wychodzeniem z miłością poza swój obóz, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak w takim dotkniętym skandalami i podziałami Kościele możemy czuć się jak w domu? Odpowiedź kryje się już w owym wychodzeniu, w umiejętności bycia z Bogiem w sobie i dla innych – nie przez negowanie różnic lecz przez miłość.
Czuwanie ekumeniczne na Placu św. Piotra przed rozpoczęciem synodu. PAP/EPA/VATICAN MEDIA / HANDOUT
Aleksander Bańka