Zawały serca częściej zdarzają się w godzinach rannych i o tej porze dnia są też najbardziej niebezpieczne - wykazały badania hiszpańskich specjalistów opublikowane na łamach najnowszego wydania brytyjskiego pisma "Heart".
Dr Borja Ibanez z Narodowego Centrum Chorób Sercowo-Naczyniowych w Madrycie ostrzega, że szczególnie groźne są zawały, które zdarzają się od godziny 6 rano do 12 w południe. O tej porze są one najbardziej rozległe - powodują o 21 proc. większe uszkodzenia mięśnia sercowego niż między godziną szóstą po południu i dwunastą w nocy.
Wskazują na to badania, które hiszpańscy kardiolodzy przeprowadzili w grupie 811 chorych z zawałem serca (z tzw. uniesionym odcinkiem ST w zapisie EKG). O rozległości zawału świadczył podwyższony poziom troponiny i kinazy kreatynowej - enzymów informujących o stopniu nasilenia martwicy serca, do jakiej dochodzi na skutek niedokrwienia serca.
Do zawału serca doprowadza pękająca w tętnicach serca blaszka miażdżycowa, która znacznie ogranicza lub całkowicie blokuje dopływ krwi do fragmentu mięśnia sercowego. Im szersze jest to naczynie, tym większy może być obszar uszkodzenia serca. Ale z najnowszych badań wynika, że zależy ono również od pory dnia. Nie wiadomo na razie, jaka jest tego przyczyna. Dr Ibanez podejrzewa, że w godzinach rannych organizm wytwarza substancje sprzyjające zawałom i zwiększające uszkodzenie mięśnia sercowego. Jedną z nich może być kortyzol, tzw. hormon stresu. Są to jednak tylko spekulacje i nie są jeszcze poparte żadnymi badaniami.
Spośród 811 badanych zawałowców aż trzy czwarte to mężczyźni w wieku średnio 62 lat. 269 z nich miało atak serca między godz. 6.00 a 12.00. Drugą najliczniejszą grupę (240 chorych) stanowili ci, którzy mieli zawał po południu. 161 osób doznało ataku serca wieczorem (między godz. 18.00 a 24.00). Najmniej badanych miało zawał w nocy - między godz. 24.00 a 6.00. Największe uszkodzenia serca miały osoby, u których doszło do niedokrwienia tylnej ściany mięśnia sercowego.
Dr Ibanez uważa, że osoby, które doznają zawału serca rano wymagają bardziej inwazyjnego leczenia, polegającego głównie na zastosowaniu angiolplastyki (tzw. balonikowania serca), pozwalającego odblokować zatkaną tętnicę. Obojętnie jednak, o jakiej porze dojdzie do zawału, decydujące znacznie ma jak najszybsze wezwanie pogotowia ratunkowego. Decydujące znaczenie mają pierwszy trzy godziny, liczone od chwili, gdy doszło do niedokrwienia mięśnia sercowego.
Nie należy zatem zwlekać z wezwaniem pomocy, zaraz jak tylko pojawią się jakiekolwiek dolegliwości sugerujące zawał. Może to być silny i ściskający lub rozpierający ból w klatce piersiowej, który trwa co najmniej 20-30 minut i nie jest związany z wysiłkiem fizycznym. Jest on szczególnie niepokojący, gdy obejmuje dużą część klatki piersiowej i nie ustępuje po zażyciu leków przeciwbólowych, ani po lekach przyjmowanych pod język. Ból może promieniować do szyi, żuchwy, ramion i do rąk (częściej do ręki lewej), rzadziej towarzyszą mu nudności, bóle brzucha, wymioty i nasilone poty. Często pojawia się również silny niepokój.
Według prof. Waldemara Banasiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, w Polsce co roku rejestrowanych jest 140 tys. przypadków tzw. ostrego zespołu wieńcowego, czyli zawału lub stanu bezpośrednio grożącego zawałem serca. 50 tys. z tych przypadków to zawały serca z uniesieniem odcinka ST. "Stwierdzenie uniesienia tego odcinka w zapisie EKG oraz typowe dolegliwości, nakazują natychmiastowe przekazanie pacjenta do pracowni hemodynamicznej, w której jesteśmy w stanie szybko otworzyć zamkniętą tętnicy tętnicę wieńcową" - powiedział prof. Banasiak.
Według prezesa PTK, 90 tys. pacjentów to chorzy, którzy doznają zawału mięśnia sercowego bez uniesienia tego odcinka ST. W tej grupie jest także spora liczba osób, których również należy szybko leczyć inwazyjne. Ale u części z nich zabieg można odroczyć na kilka lub kilkanaście godzin. Pozostałych można z powodzeniem leczyć farmakologicznie.