Swoisty kult osoby Jana Pawła II rozpoczął się w Polsce jeszcze za życia Papieża. Nie miał jednak wiele wspólnego z chrześcijaństwem. – Kult uprawniony będzie dopiero po beatyfikacji – mówi biskup Tadeusz Pieronek.
W niedzielę 1 maja Benedykt XVI ogłosi uroczyście błogosławionym Jana Pawła II.
Po odczytaniu po łacinie papieskiego dekretu, w głównej loggii Bazyliki Świętego Piotra odsłonięty zostanie wielki portret Papieża-Polaka. Od tego momentu wierni będą mogli zanosić publicznie modły za wstawiennictwem Jana Pawła II, odmawiać ułożoną do niego modlitwę, kościołom i kaplicom będzie można nadawać jego wezwanie oraz czcić papieskie relikwie.
– Niektórzy już za życia traktowali Jana Pawła II jakby był świętym i się do niego modlili – przyznaje biskup Pieronek. – To błędne rozumienie kultu świętych. Ale przecież nie będziemy ich za to palić na stosie – dodaje biskup, który w archidiecezji krakowskiej stał na czele Trybunału Rogatoryjnego w procesie beatyfikacyjnym Papieża.
Czy wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze nie sprawi jednak, że znowu spłycimy jego świętość i sprowadzimy ją tylko do kultu relikwii?
Czci ustami, a nie sercem
Wraz z upływem długiego pontyfikatu Karola Wojtyły, w jego ojczystym kraju narastało uwielbienie dla osoby Papieża. Jeszcze za jego życia w wielu miejscach zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu papieskie pomniki, a samorządy polskich miast prześcigały się w nadawaniu Janowi Pawłowi II honorowego obywatelstwa.
Jak reagował na to Ojciec Święty? – W duchu się z tego śmiał. Ale co miał zrobić? Przecież nie mógł powiedzieć: ludzie, nie róbcie tak – mówi biskup Pieronek. Karol Wojtyła był jego profesorem w seminarium, potem arcybiskupem, a jako Papież mianował księdza Pieronka biskupem.
Gdy w 1999 roku Jan Paweł II przyjechał poświęcić do Lichenia powstającą wtedy monumentalną bazylikę, przed ogromną świątynią stanął jego pomnik. Na czas papieskiego pobytu w sanktuarium, opiekujący się tym miejscem księżhttp://ekai.pl/admin/portal/article/41216/a marianie zasłonili odlany z brązu monument. Podobno, by nie drażnić dostojnego gościa.
Niestety, fascynacja osobą Jana Pawła II nie szła w parze z przyjmowaniem jego nauki. Także tej, głoszonej na ojczystej ziemi. Uwidoczniło się to zwłaszcza po upadku komunizmu, gdy Polacy zaczęli zagospodarowywać odzyskaną wolność. Biografowie papieża: Carl Bernstein i Marco Politi w swojej opasłej książce „Jego Świątobliwość. Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów” opisują pewien epizod z papieskiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 roku – pierwszej po odzyskaniu demokracji.
Papież podczas odprawionej w ulewnym deszczu Mszy świętej w Kielcach zganił w ostrych słowach plagę dokonywanych w ówczesnej Polsce aborcji. „Bracia i siostry! Trzeba najpierw zmienić stosunek do dziecka poczętego!. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie (...), nigdy nie jest intruzem ani agresorem!” – wołał od ołtarza Jan Paweł II.
Świadkowie tego wydarzenia pamiętają, że przemoczony tłum zareagował na papieskie słowa niemrawymi oklaskami, a w polskich mediach przetoczyła się fala krytyki pod adresem Papieża, że śmie pouczać wolny naród. „Ci ludzie czczą mnie swoimi ustami, ale nie w głębi swoich serc” – miał powiedzieć później gorzko Papież, cytowany przez Bernsteina i Politiego.
Ze słuchaniem Jana Pawła II było wciąż tak sobie. Za to w kolejnych latach, zwłaszcza w obliczu postępującej choroby i widocznego cierpienia Ojca Świętego, szacunek dla jego osoby przechodził niemal w religijne uwielbienie. Zaś po śmierci Papieża jeszcze się wzmógł.
Co bardziej odważni publicyści napominali rodaków. „Nie, nie kpię z Papieża – kpię z jego kultu. Bo kult ten zaczyna stawać się groźny. Dla wszystkich, a najbardziej dla samych katolików” – zżymał się na łamach „Gazety Wyborczej” w 30. rocznicę wyboru kardynała Wojtyły na Stolicę Piotrową prof. Andrzej Romanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. I dodał: „Wszak dziś Jezus umyka nam sto razy bardziej. Zamiast, a raczej obok Niego, mamy Jana Pawła II”. Papieską „pomnikomanię” Romanowski podsumował tak: „Te pomniki nie mogą być świadectwem naszej wiary. One świadczą raczej o naszym pogaństwie”.
Pośpiech szkodzi
8 kwietnia 2005 roku wiosenny rzymski wiatr szarpał transparentami, które wołały: „Santo subito!”, czyli „Natychmiast święty”. Wierni, którzy przyszli na Plac świętego Piotra pożegnać Jana Pawła II, wyrażali w ten sposób przekonanie o jego świętości i domagali się wyniesienia go na ołtarze. Miesiąc po pogrzebie nowy papież Benedykt XVI ogłosił, że wkrótce rozpocznie proces beatyfikacyjny swojego poprzednika – co stało się faktem 28 czerwca 2005 roku.
W polskich kościołach zaczęto się modlić o jak najszybszą beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II. Na modlitwach nie poprzestawano. Tu i ówdzie pojawiały się obrazy Papieża z aureolą – atrybutem świętości. Niektórzy księża zawieszali w kościołach jego portrety obok wizerunków uznanych już świętych i błogosławionych.
W jednym z kościołów na ścianie umieszczono trzy malowidła: świętego Judy Tadeusza, w środku Jezusa Miłosiernego, a najwyżej Jana Pawła II w geście błogosławieństwa. „Jan Paweł II góruje nad Panem Jezusem. W głowach naprawdę się niektórym przestawia” – burzył się jeden z internautów.
W kościele w Trójmieście portret Jana Pawła II proboszcz zawiesił w jednym z bocznych ołtarzy. Pod nim były słowa: „Ojcze Święty, módl się za nami”. Gdy sprawa stała się głośna, portret przewieszono na jedną ze ścian, a napis usunięto.
– I słusznie – twierdzi biskup Pieronek. – Bo, kto jak kto, ale księża powinni przestrzegać prawa kościelnego – dodaje hierarcha, sam prawnik z wykształcenia.
Praktyki te dotarły do Watykanu. Postulator procesu beatyfikacyjnego, ksiądz prałat Sławomir Oder ostrzegał na falach Radia Watykańskiego, że „przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb”. „Natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie” – napominał prałat. Nie wszyscy przejęli się apelem postulatora.