Jasnobrązowe mokasyny, które Jan Paweł II otrzymał od szewca z Podbeskidzia na Boże Narodzenie 2004 roku nie miały nic z ekstrawagancji – po prostu bardzo dobra, miękka skóra z Zembrzyc i solidna robota szewska oraz dużo modlitwy nad nimi. O tej ostatniej Stanisław Żmija nie zapominał: „Pracy nad butami dla takiego gościa musiała towarzyszyć modlitwa. Mówi się, że ktoś klnie jak szewc, a nikt jeszcze nie powiedział, że można się modlić jak szewc” – wzrusza się słynny papieski szewc spod Kalwarii Zebrzydowskiej.
„On był zawsze dla nas święty. Nie gardził prostym człowiekiem” – wspomina 68-letni rzemieślnik, który uroczystości beatyfikacyjne śledzić będzie na ekranie telewizora. Stanisław Żmija ma poczucie humoru i dystans do swojego nazwiska. Dlatego na zielonym szyldzie przed domem umieścił emblemat wijącego się gada – swoiste logo szewskiego zakładu. Ale i bez tego wszyscy w Stanisławiu Dolnym wiedzą, gdzie mieszka papieski szewc. Nie ma też lepszego miejsca, w którym bardziej doceniliby jego pracę. W małej wiosce między Wadowicami a Kalwarią Zebrzydowską zakładów szewskich jest co niemiara. To prawdziwe szewskie zagłębie Małopolski. Ale tylko w jednym warsztacie powstawały buty dla Jana Pawła II. Dla Żmii szycie butów dla kogoś takiego jak Jan Paweł II, to prawdziwa łaska, nieoczekiwany zwrot w nieco nudnym i ciężkim życiu szewca. Zwrotów w jego życiu było zresztą kilka. Ten najważniejszy zdarzył się 28 lat temu, kiedy uszył pierwsze papieskie buty. Inny zdarzył się w 2003 roku. Wylew. Papieski szewc teraz już chodzi o własnych siłach. Ostatnio znowu siadł za kierownicą. Część twarzy nadal ma sparaliżowaną. Mówi z trudem. „Wstałem jak zwykle rano, przeżegnałem się, szedłem, a potem już nic nie pamiętam. Było ciężko, teraz jest już lepiej. To zasługa Ojca Świętego, który czuwa też nade mną. Proszę go o pomoc” – przyznaje. Pierwszą parę butów dla Jana Pawła II Żmija zrobił w 1982 roku. Poprosił go o to ksiądz z pobliskich Zebrzydowic. „To był podarunek od serca. Włożyłem w te pierwsze buty sporo własnego kunsztu” – ożywia się na wspomnienie tamtej pracy. „Był stan wojenny. Ciężko było o materiał. Nawet nie wiedziałem, jaki rozmiar nosi papież” – opowiada. Pewnego dnia ktoś dostarczył mu stare kamasze Karola Wojtyła z pamiątek, które zostały po krakowskim biskupie w Polsce. Nadal jednak przed Żmiją było sporo niewiadomych: jaki fason, jakie podbicie, jaka podeszwa? Kamasze z zakrytymi kostkami i gumkami Żmija wziął ze sobą, gdy jechał na kanonizację Maksymiliana Kolbego w Watykanie, 10 października 1982 roku. Osobisty sekretarz papieża ks. Stanisław Dziwisz postarał się o audiencję. Z zapartym tchem szewc ze Stanisława Dolnego czekał, jak papież zareaguje na buty. „Gdy stanąłem w szeregu dostojnych gości, gdy obok zobaczyłem Franciszka Gajowniczka, kombatantów AK, zamurowało mnie. I ja z tymi butami... Stałem jak wryty. Jan Paweł sam zagadnął. Położył mi rękę na ramieniu i spytał, czy daleko mieszkam od Wadowic. Pamiętam to jak dziś!” – wspomina Żmija i pokazuje zdjęcie z tego spotkania. Na nim znacznie młodszy, stremowany mężczyzna w garniturze. Papież – wyprostowany, serdecznie ściskający gościa z Polski, który wychowywał się, tak jak on, w tych samych okolicach Beskidu Małego.„Gdy papież położył rękę na butach, zrozumiałem, że prezent przyjmuje. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że papieżowi przypadły do gustu te polskie buty. A wiedziałem, że muszą to być moje kamasze. Kilka razy rozpoznałem je podczas telewizyjnej transmisji z Watykanu” – opowiada z dumą. Od tej pory przy każdej nadarzającej się okazji Żmija robił buty dla papieża. Były w różnych fasonach i kolorach. Szewc nie potrafi zliczyć, ile w sumie takich par wykonał. Pamięta te ostanie. Powstały przed Bożym Narodzeniem 2004 roku. „Jasnobrązowe mokasyny nadawały do włoskiego klimatu. Numer 44. Musiało być wysokie podbicie, ponieważ papież miał szeroką nogę w palcach i często klękał. Wszystko trzeba uwzględnić. Przy takich butach należało się modlić, bo wtedy wychodziły najlepiej” – zauważa. „Co myślałem, gdy robiłem te buty? To były moje szewskie rekolekcje i prawdziwy zaszczyt” – dodaje. Mała pracownia, serce warsztatu szewskiego: zniszczony stół, dratew, prawidła i unoszący się wszędzie zapach kleju. Dziś papieski szewc udziela tych tylko fachowych rad. Pracują syn i czeladnicy. „Wszyscy tu przeżywamy beatyfikację Jana Pawła II. Dla nas on był i pozostanie zawsze święty” – podkreśla Żmija.