Paweł kończy swoje rozważania dotyczące zbawienia Żydów i ich relacji do Chrystusa hymnem na cześć Boga, Jego miłosierdzia i mądrości.
1. Jak już wspominałem w komentarzach do poprzedniej niedzieli, w sercu apostoła toczyła się walka między dwiema wielkimi miłościami: do Jezusa i do Izraela. Paweł bolał nad tym, że jego rodacy odrzucili Mesjasza. Jednocześnie głosił nadzieję na to, że Izraelici w końcu odnajdą drogę do Zbawiciela. Nie potrafił pogodzić wszystkich sprzeczności. Miotał się, ale był pewny, że w Bogu jest rozwiązanie. Każde dobre kazanie, każde nauczanie w Kościele powinno kończyć się doksologią, czyli oddaniem chwały Bogu. Ostatecznie bowiem nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. Rozum jest za mały, dlatego po części tylko poznajemy, po części prorokujemy. Nie wolno nam oczekiwać, że Bóg wszystko wyjaśni. Zbliżamy się do prawdy, w jakiejś mierze ją odnajdujemy i… nadal szukamy. To jednak nie znaczy, że prawdy nie ma. Bóg zna wszystkie odpowiedzi, dlatego Jego mądrości i wiedzy wypada nam się pokłonić z czcią, gdy umysł dociera do krańca swoich możliwości.
2. „Kto bowiem poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą?” Boże drogi pozostają dla nas w znacznej części zagadką. Bóg pozostaje też wolny w swoich decyzjach. Dotyczy to także naszej osobistej historii zbawienia. Nieraz pytamy Boga o sens różnych zrządzeń Jego Opatrzności. Dlaczego to lub tamto się wydarzyło? Dlaczego cierpienie? Dlaczego wszystko nie jest prostsze, bardziej czytelne? Czemu Pan Bóg zachowuje się tak, jakby bawił się z nami w chowanego? Takie miewamy odczucia. Niezbadane są Jego wyroki. Czasem po prostu musimy nauczyć się iść w ciemności, nie tracąc ufności w Bożą obecność i zamysł obecny we wszystkim.
3. „Z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki!” Paweł zmagał się z tajemnicą zbawienia swoich rodaków, którzy faktycznie sprzeciwili się woli Bożej. My dziś też zadajemy sobie podobne pytanie o zbawienie tych, którzy porzucili Kościół. Niektórzy uczynili to „z przytupem”, domagając się formalnego potwierdzenia swojej apostazji. Inni wynieśli się z Kościoła po cichu, porzucili wiarę ojców, sakramenty, modlitwę. Problem Boga przestał dla nich istnieć. Niewątpliwie od Pawła możemy uczyć się głębokiego przejęcia się losem tych ludzi. Dodajmy, losem wiecznym. To zawsze mnie raziło u tych teologów, publicystów czy duszpasterzy, którzy z lekkim sercem głoszą, że trzeba bez żalu odejść od masowego Kościoła, że sekularyzacja jest dobra, bo oczyszcza Kościół z triumfalizmu i uczy go pokory itd. Nawet jeśli w tych opiniach jest racja, to jednak brakuje tu pytania, które tak dogłębnie nurtowało Pawła: „No dobrze, ale co będzie ze zbawieniem tych ludzi, którzy zagubili czy porzucili wiarę?”. Tu nawet nie chodzi o to, by udzielać od razu prostej odpowiedzi. Chodzi o ten odruch serca, o ból powodowany przejęciem się faktem, że tak wielu rozminęło się z Chrystusem. I postawienie głośno pytania: co będzie dalej z ich życiem? Z ich wiecznością?•
ks. Tomasz Jaklewicz