Na szlaku powstańczej Warszawy pojawiły się dwa miejsca, które pokazują duchową perspektywę Powstania z rodzącym się kultem Bożego Miłosierdzia.
Murali o tematyce powstańczej w Warszawie jest co najmniej kilkadziesiąt. Są dziełami amatorów i profesjonalistów, bywają więc lepsze i gorsze. Ale wszystkie są dowodem na to, że ulica warszawska o powstaniu pamięta. Nie tylko w sierpniu. Najnowszy mural, odsłonięty na ścianie domu parafialnego przy sanktuarium św. Faustyny przy ul. Żytniej na Woli, z wizerunkiem Janusza Brochwicza-Lewińskiego „Gryfa”, na pewno należy do piękniejszych. Zachęcam do obejrzenia go, a przy okazji odwiedzenia sanktuarium, jeśli ktoś tam jeszcze nie był, bo to wyjątkowe miejsce kultu Bożego Miłosierdzia, które z każdym rokiem pięknieje.
Poświęcenie muralu zbiegło się z odsłonięciem tablicy pamięci Pereca i Samuela Willenbergów na ścianie kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 60. To są dla mnie dwa najważniejsze wydarzenia wśród wielu upamiętniających tegoroczną rocznicę powstania warszawskiego. Bohaterowie obu pamiątkowych kreacji pozornie nie mieli ze sobą wiele wspólnego, oprócz, wydawałoby się, doświadczenia samej okupacji i zbrojnego powstania.
Perec Willenberg był Żydem. Przed wojną uczył rysunku, malował obrazy, ozdabiał żydowskie synagogi, choć sam ortodoksyjnym żydem nie był. Od 1943 roku ukrywał się w Warszawie, tzn. żył po aryjskiej stronie dzięki temu, że nie miał semickich rysów twarzy. Zdradzał go akcent, dlatego udawał niemowę. Jako Baltazar Karol Pękosławski utrzymywał się z malowania obrazów o tematyce chrześcijańskiej. Jego syn Samuel, któremu udała się ucieczka z obozu koncentracyjnego w Treblince, walczył w powstaniu warszawskim w Armii Krajowej, a następnie w Polskiej Armii Ludowej.
Bohater muralu – Janusz Brochwicz-Lewiński to człowiek legenda: urodzony na Wschodzie, uczestnik kampanii wrześniowej, a następnie konspiracji, partyzantki, członek AK i Kedywu, w powstaniu warszawskim bardzo ciężko ranny. Po wojnie musiał zostać na Zachodzie, służył w armii brytyjskiej i wywiadzie MI6. Do Polski wrócił dopiero w 2004 roku, trzynaście lat przed śmiercią.
Co łączy bohaterów muralu i tablicy? Perec Willenberg, w czasie wojny mieszkając w Warszawie, namalował, na zamówienie, dziesiątki obrazów Jezusa z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”. Gdy 10 września 1944 roku Niemcy bombardowali kamienicę przy Marszałkowskiej 60, jeden z pocisków moździerzowych, rujnując dwa piętra, zatrzymał się dokładnie nad pokojem Willenberga. Nazajutrz na suficie klatki schodowej prowadzącej do piwnicy, gdzie ukrywali się ludzie, Perec spontanicznie namalował węglem głowę Jezusa Miłosiernego ze słowami: „Jezu, ufam Tobie”. Kamienica ocalała, mieszkańcy też.
Gdy 2 sierpnia 1944 r. sierż. pchor. Janusz Brochwicz-Lewiński z powstańcami z Batalionu „Parasol” uczestniczył w Mszy św. w kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na ul. Żytniej – czyli w miejscu, gdzie dziś jest mural – nie miał pojęcia, że tutaj s. Faustynie ukazywał się Jezus Miłosierny. Ten sam, którego wizerunek miał w kieszeni powstańczego munduru. Obrazek otrzymał od matki 30 sierpnia 1939 roku z zapewnieniem, że będzie go chronił, i prośbą, by zawsze miał go przy sobie. I tak zrobił. Wielokrotnie, w czasie wojny i po niej, otarł się o śmierć, ale zawsze z najbardziej dramatycznych sytuacji wychodził cało. Zawsze – czego był pewny – za sprawą Jezusa Miłosiernego, któremu zawdzięcza, jak naliczyłam, co najmniej dziesięć cudownych wydarzeń.
Zarówno Perec Willenberg, jak i gen. Brochwicz-Lewiński „Gryf” są bohaterami mojej książki o cudach św. Faustyny, dlatego – wybaczą ci z Państwa, którzy ją czytali – ich tutaj przypominam. Ale cieszy mnie bardzo, że wizerunek Jezusa namalowany węglem przez żydowskiego malarza w powstaniu warszawskim, który przed laty, gdy przygotowywałam reportaż, niszczał przykryty burą dyktą, dzisiaj jest nie tylko należycie zabezpieczony i wyeksponowany, ale na kamienicy pojawiła się wyjaśniająca tę historię pamiątkowa tablica. Cieszy bardzo mural na ul. Żytniej przedstawiający obrazek Jezusa Miłosiernego – ten sam, który przez 80 lat towarzyszył „Gryfowi”.
Te dwa nowe miejsca na szlaku powstańczej Warszawy pokazują wyraźnie duchową perspektywę powstania z rodzącym się żywym kultem Bożego Miłosierdzia. •
Ewa K. CZACZKOWSKA