„Nie powinniśmy się dziwić, że Bóg jest dziś tak rzadko spotykany” – pisał konserwatywny myśliciel Roger Scruton – trudno przecież spotkać Boga w „konsumpcyjnej kulturze bez ofiary”. Na czym polega ta kultura? Skąd się wzięła? Jak pokazać jej niezawinionym wyznawcom głębszy świat wartości?
27.07.2023 13:30 GOSC.PL
Skutkiem ubocznym rozwoju techniki jest zjawisko, które nazwałbym łatwizną. Polega ono na tym, że wraz z postępem cywilizacyjnym życie wymaga od nas coraz mniej wysiłku. Zmniejsza się nie tylko nasz wysiłek fizyczny (np. coraz mniej chodzimy, a coraz więcej i szybciej jeździmy), lecz także wysiłek umysłowy (np. nie musimy już ani rachować ani tłumaczyć, gdyż robi to za nas komputer). Oczywiście, warto korzystać ze zdobyczy techniki, aby żyć wygodniej, bezpieczniej i efektywniej. Każdy kij ma jednak dwa końce. Na czym polega drugi – niebezpieczny – koniec kija łatwizny?
Niebezpieczeństwo łatwizny polega na tym, że przyzwyczajamy się do fizycznego i mentalnego wygodnictwa, a tym samym stajemy się bezbronni wobec wyzwań rzeczywistości. Kto przyzwyczaił się do samochodu, załamie się, gdy przyjdzie mu przejść parę kilometrów. Kto większość swych operacji intelektualnych oddał komputerowi, nie rozwiąże samodzielnie żadnego problemu. Wyobraźmy sobie, że nagle wysiadły wszystkie urządzenia techniczne. Co by się wtedy stało? Prawdopodobnie stalibyśmy się bezradni lub wpadlibyśmy w panikę. Jeśli by tak się nie stało, to tylko dlatego, że tkwi w nas jeszcze pamięć trudnego życia naszych przodków oraz pozostały w nas intelektualne umiejętności naprawiania tego, co zepsute. Obawiam się jednak, że taka pamięć i takie umiejętności obniżają się w kolejnych pokoleniach, które bardziej trenują się w konsumowaniu niż w wysiłku.
Postępująca łatwizna to nie tylko zjawisko o skutkach psychicznych (np. wzrost narcyzmu, a spadek siły charakteru), społecznych (np. zanik postaw altruistycznych i rozwój konsumpcjonizmu) oraz medycznych (np. zmniejszająca się naturalna odporność, rekompensowana coraz silniejszymi dawkami leków). „Łatwizna” to także jedna z dominujących narracji naszych czasów. Lansuje ona model życia bez wysiłku, bez wymagań, bez ofiary. Model ten ze swej natury musi wchodzić w konflikt z tradycyjną etyką oraz z religią.
Tradycyjna etyka oraz związana z nią religia chrześcijańska powstały w warunkach trudów życia. Skoro życie było trudne – pełne wyzwań, niedostatków, zagrożeń i cierpienia – etyka promowała postawy oparte na cnotach umiarkowania, męstwa i sprawiedliwości. Pierwsza z nich uczyła rezygnacji z natychmiastowego zaspokajania niektórych naszych potrzeb (wstrzemięźliwość). Druga uczyła wysiłku w stawianiu oporu przeciwnościom. Trzecia wzywała do zachowań prospołecznych i altruistycznych, do przedkładania nad interes własny interesu wspólnoty. Nic też dziwnego, że religią ludzi trudnego życia stało chrześcijaństwo – religia głosząca, że Bóg przyjął na siebie wszystkie trudy naszego życia. Jak to wyraził Roger Scruton: w osobie Chrystusa „sam Bóg przez akt inkarnacji uczynił cierpienie dostępnym dla siebie i to jest sposób – być może jedyny sposób – w który może pokazać, że nas kocha po ludzku rozumianą miłością”. Obraz cierpiącego Chrystusa przestaje jednak przemawiać do ponowoczesnych ludzi łatwego życia – ludzi, dla których cierpienie i trud są czymś rzadkim i zbędnym.
Współczesny model życia jako łatwizny oraz tradycyjny model życia jako wysiłku i ofiary to kompletnie opozycyjne modele życia. Większość aktualnych sporów etycznych (w tym sporów o aborcję, eutanazję i etykę seksualną) stanowi w znacznym stopniu pochodną antagonizmu tych modeli. Wyznawcy pierwszego modelu nie rozumieją tradycyjnej etyki i religii. A nie rozumieją dlatego, że zostali ukształtowani w całkowicie innym świecie – w świecie, w którym wysiłek przestał być koniecznością. Zanim więc nazwiemy ich zdemoralizowanymi bezbożnikami, powinniśmy zawołać; „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. I powinniśmy zastanowić się nad tym, jak do nich dotrzeć z głębszym i ponadczasowym przesłaniem etyki i religii.
Tłumacząc owo przesłanie, zacząłbym od prawdy ważnej zarówno w epoce kamienia łupanego, jak i w epoce komputerów: najwyższą wartością ludzkiego życia są głębokie relacje międzyosobowe; nie można jednak ich osiągnąć bez wysiłku, a nawet bez ofiary. Gdy chcesz utrzymać trwałą i autentyczną wieź z drugą osobą, musisz z czegoś dla niej zrezygnować (np. z własnych planów), musisz coś jej dać (np. własny czas), musisz nastawić się na jej (a nie na swoje) pragnienia. Gdy zaś wpadniesz w kulturę łatwizny, nigdy nie będziesz umiał rezygnować, dawać i być-dla. Nigdy nie będziesz gotów do pełnego spotkania z drugą osobą. W ten sposób stracisz to, co w życiu najważniejsze. Chrześcijaństwo i jego etyka mówią właśnie o tym. Mówią o Bogu, który „ogołocił samego siebie”, by nas spotkać i by pomóc nam urzeczywistnić wzajemne międzyludzkie spotkania. Warto dla nich podjąć trud. Począwszy od trudu zgody na przyjęcie nowego ludzkiego życia, które choćby swym płaczem i nieprzewidywalnością będzie łamać komfort naszej wcześniejszej łatwizny.
Czytaj też:
Jacek Wojtysiak