Francuzi w ciągu ostatniego roku stali się ksenofobami, nasilają się nastroje antymuzułmańskie – wynika z raportu Narodowej Komisji Praw Człowieka.
Po raz pierwszy od ostatnich dwóch dekad zanotowano gwałtowny wzrost nietolerancji u Francuzów wobec wyznawców Mahometa. Chociaż baczny obserwator życia publicznego we Francji z pewnością dawno już zauważył rosnącą niechęć potomków Napoleona do islamskich imigrantów, to można było odnieść wrażenie, że jest ona bardziej projekcją działań polityków. Tymczasem – jak wynika z raportu Narodowej Komisji Praw Człowieka – zjawisko jest mocno zakorzenione w zachowaniach społecznych.
I tak w ubiegłym roku zarejestrowano we Francji blisko 1400 napaści na tle rasistowskim na samych muzułmanów. Co ciekawe aż o 43 proc. zmalała agresja względem żydów. 93 proc Francuzów twierdzi, że „obcokrajowcy starający się o stały pobyt we Francji muszą zaakceptować jej zwyczaje, kulturę”, a co najważniejsze „ideały republikańskie i zasady laicite”. Ponadto 67 proc jest przekonane, że jedynym celem przyjazdu do kraju Franków imigrantów jest „pozyskanie świadczeń socjalnych”, a co za tym idzie pozbawienie zatrudnienia rodowitych i „prawowitych mieszkańców” Hexagony. 56 proc uważa, że Francja powinna zamknąć drzwi przed kolejnymi przybyszami, bo „jest ich za dużo”. A dokładnie połowa francuskiego społeczeństwa źle się czuje w swoim kraju, jak „nie u siebie”.
Z sondażu przeprowadzonego przez TNS-Sofres wynika, że zachowania i tendencje xenofobiczne są częściej notowane w centralnej Francji (region Île-de-France i Paryż) oraz na południowym-wschodzie w regionie Rhône-Alpes. (dane dotyczą jedynie 2010 r.; w stosunku do lat 1999-2008 charakteryzują się gwałtownym wzrostem intensywności).
Jak komentuje katolicki dziennik „La Croix” zjawisko nasilenia się zachowań rasistowskich we Francji jest efektem „kumulacji debat o burkach i nikabach, czy o słuszności wznoszenia minaretów w Szwajcarii i innych krajach Europy”. „Jeśli tylko rozgorzeje debata o muzułmanach, to dla wszystkich jest to jasny sygnał: mamy z nimi problem” – pisze „La Croix”. Dziennik odwołuje się też do innego, przeprowadzonego przez ośrodek CSA sondażu, z którego wynika, że aż 61 proc Francuzów swoją trudną sytuację finansową przypisuje obecności imigrantów” (badanie to przeprowadzono na 979 osobach powyżej 18 roku życia).
Dziennik nie zauważa jednak istotnego faktu, który z pewnością wpłynął na negatywne postawy Francuzów względem muzułmanów, a jakim była zagorzała ubiegłoroczna debata o tożsamości narodowej we Francji. Jej inicjatorem i propagatorem był sam francuski prezydent Nicolas Sarkozy i frakcja prawicowej UMP (Unia na rzecz Ruchu Ludowego). Debata była wymierzona w imigrantów. „Co oznacza być Francuzem dzisiaj? Czy to jest nadal powód do dumy?
Mam wielką potrzebę wylansowania na ogromną skalę debaty nad wartościami i tożsamością narodową” – pytał otwierając wówczas debatę Eric Besson, minister ds. Imigracji, Tożsamości Narodowej i Wspólnego Rozwoju Republiki Francuskiej. Przytaczając świeże statystyki dotyczące napływu imigrantów do Francji, mówił: „Musimy poważnie zastanowić się, jak nasi goście wpływają na kształt Republiki”. Owoce debaty znalazły odbicie w wymiarze legislacyjnym: wprowadzony zakaz odtwarzania hymnów obcych państw w czasie ceremonii ślubnych w merostwach oraz całkowity zakaz noszenia burek i nikabów przez muzułmańskie kobiety na ulicach.
Bez wątpienia Francja należy do jednego z najbardziej „chłonnych” krajów Europy. W połowie 2004 r. Instytut Statystyki Narodowej (INSEE) zanotował blisko 5 mln imigrantów legalnie mieszkających (rezydujących) we Francji, a zatem ponad 8 proc populacji. Rocznie do bram tego kraju puka ok. 200 tys. osób. Większość próbuje przedostać się tu nielegalnie, a z powodów trudności z uzyskaniem pozwoleń na pracę i kart stałego pobytu, podejmuje zatrudnienie „na czarno”.
Francuzi, którzy są wyjątkowo wyczuleni na punkcie wpisanej w konstytucję zasady neutralności światopoglądowej państwa i tzw. „laicite” (momentami przybiera ona niestety zbyt śmiałe formy ateizacji kraju) z ostracyzmem odnoszą się też do kolejnych inicjatyw budowania meczetów w ich kraju i – co wydaje się akurat uzasadnione – protestują przeciwko nachalnej obecności modlących się wyznawców islamu na ulicach miast. Niektóre dzielnice Paryża są nie tylko nieprzejezdne, ale nie sposób nawet poruszać się pieszo. Swojego przerażenia nie kryją też przedstawiciele Kościoła katolickiego – bywa, że pustoszejące kościoły chrześcijańskie przekształcane są na meczety. Szkoda, że o swojej tożsamości Francja nie myślała przynajmniej kilka dekad wcześniej.
KK
Joanna Bątkiewicz-Brożek