Wielki Post 2011 - Czekaliśmy na jego żarty. Do historii przeszły wadowickie kremówki. Pogoda ducha, humor, uśmiech, radość życia, narty, kajaki, górskie wędrówki… Człowiek jest stworzony do radości, nie do smutku. Tego także nas uczył.
Koledzy ze studiów polonistycznych przybili mu na drzwiach pokoju w bursie akademickiej wizytówkę: „Karol Wojtyła – początkujący święty”. Został Ojcem Świętym i świętym człowiekiem. W jego twarzy, w jego oczach obecny był zawsze błysk radości, czasami wręcz figlarnej. Poczucie humoru, skłonność do żartobliwych komentarzy, także pod własnym adresem… To było coś więcej niż tylko cecha charakteru i inteligencji. Ta radość musiała pochodzić z góry. Nie tracił jej bowiem nawet w trudnych sytuacjach. Laską, którą się posługiwał, wymachiwał czasami jak Charlie Chaplin, ku radości młodzieży i przerażeniu swojego otoczenia. Kiedy w klinice Gemelli zdecydowano się na tracheotomię (wprowadzenie rurki do tchawicy), lekarze poinformowali papieża, że to „taki mały zabieg”. „Mały? Zależy dla kogo” – odpowiedział.
1. Człowiek: pogoda ducha
Anegdot z jego życia nie brakuje. Zwłaszcza te z dzieciństwa obrastają legendą. To normalne u świętych. Lolek Wojtyła przyjaźnił się z Jurkiem Klugerem, żydowskim rówieśnikiem z Wadowic. Razem grali w piłkę, pływali w Skawie, urządzali wycieczki. Karol ponoć pomógł swojemu najlepszemu koledze na maturze z łaciny, pozwalając mu ściągnąć tłumaczenie. Podczas wizyty w Wadowicach w 1999 r. papież zaimprowizował wspomnienia z lat swojej młodości. Niezwykły dialog uśmiechniętego papieża ze swoimi rodakami pokazuje być może najpiękniej tę cechę: radość życia płynącą z wdzięczności. Jan Paweł mówił: „Tu, w tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło (ludzie: Sto lat). To jest łatwiej wyśpiewać, niż wykonać…
A w tamtym domu mieszkał Jurek Kluger. A tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki. Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki po maturze… Wszystkiego się nie da wymienić, spamiętać i tak dość dużo pamiętam. (ludzie: bardzo dużo). Bo się porządnie uczyłem w szkole. Jeszcze się uczyłem łaciny, jeszcze się uczyłem greki. Wy wiecie, co to jest? Coś wspaniałego… Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy »Antygonę« Sofoklesa. Antygona – Halina, Ismena – Kazia, mój Boże. A ja grałem Hajmona. »O ukochana siostro ma Ismeno, czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędza?«. Pamiętam do dziś. A wy jeszcze gracie teraz, macie teatr amatorski w »Sokole«? Tam to było świetnie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.