Pierwsze próby wskazują, że gazu łupkowego mamy sporo. Według niektórych szacunków nie tylko zaspo-koimy swoje potrzeby, ale staniemy się ważnym eksporterem. O ile planów nie pokrzyżuje nam Unia Europejska. Pretekstem będzie ochrona środowiska.
O tym, że ochrona środowiska może być wykorzystywana w Unii Europejskiej instrumentalnie, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wystarczy wspomnieć o handlu CO2. Przyjęte rozwiązania są bardzo niekorzystne dla gospodarek wschodzących (takich jak np. polska), a promują bogate kraje, takie jak Niemcy czy Wielka Brytania. Wiele wskazuje na to, że wokół gazu łupkowego, a właściwie jego wydobycia, stoczona zostanie podobna batalia. W połowie kwietnia ma zostać zakończony raport nt. wpływu poszukiwania i wydobycia gazu łupkowego na środowisko naturalne. Raport został zamówiony przez unijnego komisarza ds. energii Günthera Oettingera we Francji. Francja to kraj, w którym pod naciskiem ekologów wprowadzono moratorium na wiercenia poszukiwawcze gazu łupkowego. Jest wielce prawdopodobne, że raport będzie krytykował technologię wydobycia gazu łupkowego i wyolbrzymiał jej negatywny wpływ na środowisko. Niezależnie od sympatii czy antypatii do tej technologii, co Francuzi będą w swoim raporcie opisywać, jakie realne przypadki analizować, skoro nie robią odwiertów, których wpływ na środowisko mają ocenić? W Europie coraz częściej sami politycy (już nie tylko grupy zielonych aktywistów) naciskają, by gazu łupkowego nie wydobywać. Do Polski ten trend jeszcze nie dotarł, ale to tylko kwestia czasu.
Co jest problemem, a co nie?
Ale wracam do raportu, który lada dzień zostanie ukończony i przekazany Komisji Europejskiej. Kwestią otwartą pozostaje, co dalej się z nim stanie. Może wylądować w koszu, Komisja może zamówić kolejne raporty, ale może też się zdarzyć tak, że komisarze przekonani zawartymi w opracowaniu argumentami „przekują” je w zakazującą poszukiwań gazu łupkowego dyrektywę. Do narzuconych przepisów będziemy musieli się dostosować. Na całej historii najwięcej może zyskać rosyjski Gazprom, bo gaz łupkowy dla tego giganta jest zagrożeniem. Łupki są w Polsce, ale także w Niemczech, na Węgrzech, w Czechach, na Słowacji, w Rumunii, Bułgarii i na Ukrainie. Gdyby okazało się, że te wszystkie kraje uniezależnią się od Rosji (chociażby częściowo), dla Gazpromu byłby to koniec. Może nie koniec finansowy (ostatecznie wydobywa także ropę, a technologia ropy z łupków to wciąż daleka przyszłość), ale na pewno koniec wpływów politycznych w naszej części świata. Gazprom czy Rosja będą wiele robiły, by eksploatację gazu z łupków opóźnić, o ile nie w ogóle uniemożliwić. W dzisiejszej Europie najlepszym sposobem na dyskwalifikację jakiejś technologii jest wskazanie, że szkodzi środowisku. Choć „wskazanie” to złe słowo, bo zakłada przedstawienie merytorycznych argumentów. W przypadku gazu łupkowego argumentów nikt nie przedstawia. O czym najczęściej się mówi? O trzęsieniach ziemi spowodowanych tzw. szczelinowaniem, o zatruwaniu wód gruntowych i o rabunkowej gospodarce wodą. Nie wspomina się za to o tym, co naprawdę może być ekologicznym problemem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek