W 2022 roku minęło pół wieku od premiery kinowej „Ojca chrzestnego”, z pewnością jednego z najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono.
Rocznicę obchodzono długo i hucznie, bo mowa o zjawisku wykraczającym daleko poza historię kinematografii. Film znają chyba wszyscy, ale okoliczności jego powstania są nie mniej fascynujące niż fabuła i powieść Maria Puzo. Teraz doczekaliśmy się serialu opartego na wspomnieniach producenta Alberta S. Ruddy’ego. Jego tytuł „The Offer” (Sky Showtime) nawiązuje do słynnej „propozycji nie do odrzucenia”, składanej przez rodzinę Corleonów ludziom przeszkadzającym w mafijnych interesach. Trudno w to uwierzyć, ale na początku ludzi wątpiących w sukces „Ojca chrzestnego” było więcej niż jego zwolenników. Wytwórnia Paramount skąpiła grosza na zdjęcia na Sycylii i za nic nie chciała zgodzić się na obsadę zaproponowaną przez Francisa Forda Coppolę. Kręcono nosem na Marlona Brando, ale najtrudniej było przeforsować kandydaturę Ala Pacino. Nawet w trakcie zdjęć były próby podmiany go na innego aktora. Największy problem stwarzały jednak mafia i… Frank Sinatra, który uważał, że stał się pierwowzorem jednego z negatywnych bohaterów książki oraz filmu. Włosko-Amerykańska Liga Praw Obywatelskich rozpętała całą kampanię na zablokowanie „Ojca chrzestnego”. Zebrano na ten cel 600 tys. dolarów, posuwano się do prób zastraszania, twórcom składano „propozycje nie do odrzucenia”. Producent Al Ruddy (główny bohater serialu) musiał wejść z mafią w pewien układ i paradoksalnie to gangsterzy kontrolujący związki zawodowe w końcu uratowali zagrożoną produkcję. Nieprawdopodobnych, choć prawdziwych anegdot tu nie brakuje, ale „The Offer” to coś więcej niż opowieść o kulisach „Ojca chrzestnego”. To serial o przemyśle filmowym, ambicji i determinacji, o lojalności oraz cenie, jaką płaci się za sukces. Zresztą wielkość filmu Coppoli polegała także na tym, że przełamał on schemat kina gangsterskiego. Z serialu dowiadujemy się, dlaczego w „Ojcu chrzestnym” nie padają słowa „Cosa nostra” ani „mafia”, tylko eufemizm „Pięć rodzin”. Taki był układ, zawarty przez Ruddy’ego, by film mógł powstać. Ale może dzięki temu dla milionów widzów „Ojciec chrzestny” stał się przede wszystkim opowieścią o rodzinie, więzach krwi i powinnościach z tym związanych. W serialu prawda przenika się z fikcją, to, co realne, z imaginacją twórców. Jedna z najlepszych scen to kolacja przed rozpoczęciem zdjęć. Aktorzy są tak przejęci swoimi rolami, że nieświadomie zachowują się jak postaci z filmu. Także i później w wielu momentach widzimy, jak w pogoni za doskonałością na planie gubi się własną tożsamość poza nim. A to już są obserwacje wykraczające poza kino, aktualne pół wieku temu i współcześnie. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko