Znaczny wzrost liczebności pszczół miodnych nie rozwiązuje kryzysu bioróżnorodności wśród zapylaczy, a nawet go pogłębia. Dlaczego i co może z tego wyniknąć?
Kanadyjscy badacze z uniwersytetu w Montrealu i uniwersytetu Concordia porównali liczebność pszczół żyjących w okolicach Montrealu w latach 2013 i 2020.
Pierwszym wnioskiem z ich badań był ogólny wzrost liczebności pszczół miodnych, czyli hodowlanych. Na przestrzeni badanego okresu ich populacja wzrosła aż 12-krotnie! Na pierwszy rzut oka ta wiadomość wydaje się dobra. Jednak to samo badanie wykazało, że wraz ze wzrostem liczebności pszczół hodowlanych, znacznie spadła liczebność i różnorodność gatunków dzikich pszczół. Najgwałtowniej na tych obszarach, gdzie najszybciej przybywało nowych uli.
Wraz ze spowodowanym zakładaniem nowych hodowli pszczół miodnych wzroście ogólnej pszczelej populacji, postępowała dalsza degradacja bioróżnorodności wśród naturalnych zapylaczy.
Dzikie pszczoły przegrywają z pszczołą miodną walkę o tak potrzebny obu rodzajom pszczoły nektar. Przeanalizowano próbki pochodzące od 163 gatunków pszczół dzikich. W ciągu 7 lat ich różnorodność i liczba znacznie spadła.
Bioróżnorodność wśród zapylaczy jest bardzo ważna, m.in. dlatego, że w sytuacji jednorodnej populacji istnieje niebezpieczeństwo jej wymarcia na skutek np. choroby, na którą dany dominujący gatunek nie będzie odporny. Dlatego nie wystarczy zwiększać populacji hodowlanej pszczoły miodnej, by rozwiązać kryzys zapylaczy. Równie ważne, a może nawet ważniejsze od nowych uli jest zakładanie nowych terenów przyjaznych dzikim zapylaczom - ogrodów kwietnych, parków, terenów zielonych.
wt /naukawpolsce.pap.pl