Po co nam Tydzień Biblijny w Kościele? Żeby kolejny raz dokonać wyboru: między myśleniem ideologicznym a myśleniem biblijnym; między budowaniem „katolickich bastionów” a budowaniem królestwa Bożego; między gromadzeniem samej wiedzy a poznaniem pełnej prawdy; między triumfalizmem świętej racji a zgodą na własną paschę.
24.04.2023 14:26 GOSC.PL
Dobrze się składa, że właśnie dziś, w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski, i zarazem w drugim dniu Tygodnia Biblijnego, mamy w liturgii takie słowo z Dziejów Apostolskich:
„Po swojej męce Jezus dał apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku przykazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca: «Słyszeliście o niej ode Mnie – mówił – Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym». Zapytywali Go zebrani: «Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?» Odpowiedział im: «Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi»”. (Dz 1,3-8)
To niezwykłe zderzenie dwóch sposobów myślenia, dwóch perspektyw: Jezus już zmartwychwstał, dał uczniom „wiele dowodów, że żyje”, ba, mówi im o obietnicy chrztu w Duchu Świętym, a oni zadają takie pytanie, jak gdyby uczestniczyli nie w paschalnej katechezie, ale w zjeździe ojców założycieli ruchu syjonistycznego: czy przywrócisz królestwo Izraela? Nie, żeby to nie było ważne (nawet bardzo ważne w kontekście tego, co dziś wiemy o znaku czasu, jakim było powstanie współczesnego Państwa Izrael, również dzięki ruchowi syjonistycznemu), ale nie to ma zaprzątać umysły i angażować energię Apostołów.
Wczoraj słuchaliśmy o zawiedzionych uczniach idących do Emaus, mówiących nierozpoznanemu jeszcze przez nich Jezusowi: „a myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela”. Ale w przywołanym wyżej fragmencie pytanie o ziemski wymiar zwycięstwa, triumf Izraela, pada ze strony tych, którzy już wiedzą, że to Jezus zmartwychwstały, a mimo to ciągle myślą kategoriami sprzed Jego Paschy. Widać wyraźnie, jak bardzo potrzebują jeszcze zesłania Ducha Świętego, by w pełni pojąć to, co się tu właściwie dzieje. Widać, jak Kościół, my wszyscy, potrzebujemy Ducha Świętego, by nawet przy obchodzeniu świąt paschalnych i przy świętowaniu uroczystości, takich jak dziś, św. Wojciecha, nie zamienić ich w celebracje katolicko-narodowowyzwoleńcze.
Tak, odpowiednie instytucje muszą dbać o wymiar doczesny: rozwój, dobrobyt, praworządność, sojusze, a jeśli trzeba, również obronę przed agresją. I to jasne, że każdy z nas funkcjonuje także w tych wymiarach, które wymagają zajęcia stanowiska, analizy danych, wyborów politycznych… Ale wezwanie Jezusa dla Kościoła jest jasne: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwile”, to znaczy – wasze myślenie musi wybiegać poza to, co nawet jeśli ważne tu i teraz, to nie dotyka istoty rzeczywistości i celu. Nie jest to żadne pięknoduchowskie wezwanie do ignorowania spraw ziemskich (opis Sądu Ostatecznego ustawia te sprawy jasno – „bo byłem głodny, spragniony, w więzieniu…”), ale zaproszenie do myślenia według zupełnie innego klucza.
A to oznacza nieraz konieczność dokonania wyboru: walka o zachowanie pozycji czy gotowość oddania życia; wykazanie ponad wszelką wątpliwość swojej świętej racji czy próba zrozumienia głębszych przyczyn czyjejś niechęci lub agresji; zabezpieczanie struktur konserwujących świat oswojony, także ten religijny, czy nasłuchiwanie tego, co Duch mówi do Kościoła tu i teraz; zadowolenie z tego, że ktoś z nas zdjął odpowiedzialność za grzechy, bo mówi o ideologicznym rozbiorze Polski, czy szczery rachunek sumienia i przyznanie, że największy wróg czai się zazwyczaj wewnątrz, a nie na zewnątrz Kościoła; załamywanie rąk nad „pustoszejącymi kościołami” czy wejście na serio w nową ewangelizację.
Bez wzięcia na poważnie słowa Boga zawartego w Biblii nie poradzimy sobie z tym napięciem. Wzięcie na serio słowa Bożego pozwala zacząć myśleć według zupełnie innego klucza niż dotąd: zamiast samej wiedzy o rzeczach i wydarzeniach słowo Boga daje też poznanie ich istoty i sensu w sposób, który przemienia życie. Biblia nie daje nam wiedzy o tym, jak świat dokładnie powstał, od tego jest nauka, ale biblijny opis stworzenia daje nam poznanie i rozumienie, dlaczego świat i człowiek istnieje. Najbardziej zaawansowane opisy naukowe mogą brzmieć intrygująco, ale będą budzić kolejne pytania i poszukiwania (i dobrze, bo po to Pan Bóg dał nam rozum), ale tylko biblijny opis stworzenia sprawia, że człowiek może powiedzieć: tak, to jest prawda.
Parę razy przywoływałem już moją rozmowę ze zmarłym niedawno prof. Pawłem Śpiewakiem, ale chcę jeszcze raz przywołać jego słowa. Ten znany socjolog i komentator życia politycznego był równocześnie człowiekiem Biblii, znajdującym największą radość z komentowania Tory. Gdy zaytałem go, dlaczego jest znany bardziej jako analityk bieżącej polityki, a mniej jako autor komentarzy biblijnych, odpowiedział: – To sprawa rynku, który potrzebuje komentatorów politycznych. A myślenie o Biblii należy już do takiej domeny, która nawet w instytucjach kościelnych, podejrzewam, nie znajduje się w centrum rozpoznawania, dyskutowania.
Jest coś trafnego w tej intuicji człowieka, który na Kościół patrzył trochę z zewnątrz: nawet Tydzień Biblijny nie zawsze jest traktowany jako okazja do tego, by odnowić w Kościele rozeznanie na fundamencie słowa Bożego (ze zdumieniem oglądałem przed chwilą program „obchodów” Tygodnia Biblijnego w jednej z diecezji – jest tam wszystko, ale samej Biblii niewiele). Można czasem odnieść wrażenie, że katolicy w reakcji na protestancką zasadę „Sola Scriptura” (jedynie Pismo) odpowiadają zasadą: wszystko, tylko nie Biblia.
Myślenie biblijne oznacza nie tylko wejście w spór z tym światem. To czasem także wejście w spór z myśleniem magiczno-religijnym, jakie zadomawia się w Kościele. Ale wejście w taki spór to też cena zgody na poznanie prawdy – najpierw prawdy o nas samych, również prawdy o Kościele. Paweł Śpiewak w tej samej rozmowie mówił mi również: - Jedyną rozsądną definicją prawdy, którą można przyjąć, jest doświadczenie Objawienia. To jest stwierdzenie Maxa Schellera. Tylko z Objawienia możemy wiedzieć, co jest prawdą. Resztę możemy tylko domniemywać, mieć poczucie, że jesteśmy jej bliżsi lub dalsi. W Biblii mamy jasne kryterium prawdy. Biblia nie jest jedną z książek, tylko to jest księga prawdy. I jeżeli prawda ma być ważna dla nas, to ona wymaga nieustannego czytania.
Tydzień Biblijny jest więc po to, by myślenie, rozeznawanie i budowanie Kościoła odbywało się w kluczu biblijnym. To również wezwanie do coraz doskonalszego badania, rozumienia językowych źródeł, znaczeń i kontekstów konkretnych fragmentów i słów. Bardzo dotknęło mnie kiedyś odkrycie, że hebrajski rzeczownik „pesah” (pascha, czyli przejście) związany jest z czasownikiem „pasah”, który można przetłumaczyć jako „utykać”, „kuleć” (mówił o tym niedawno o. Adam Szustak OP, a dokładnie opisał to T. Francis Glasson w „The Journal of Theological Studies” w 1959 roku. Pascha, przejście ze śmierci do życia, nie jest triumfalizmem, ale zwycięstwem okupionym cierpieniem. To bardzo zmienia perspektywę i sposób myślenia o tym, kim jesteśmy jako Kościół. Takiego myślenia uczy nas Biblia. I tego trzeba się trzymać. Inne klucze planowania i rozeznawania to tylko ideologia.
Jacek Dziedzina