Podkomisja smoleńska złożyła w poniedziałek w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących Tu-154 10 kwietnia 2010 r. - poinformował PAP szef tej komisji Antoni Macierewicz.
Zawiadomienie dotyczy art. 134 Kodeksu karnego, który sankcjonuje zamach na życie prezydenta. Zgodnie z tym przepisem, kto dopuszcza się zamachu na życie Prezydenta RP podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, a maksymalnie karze dożywotniego pozbawienia wolności.
Zawiadomienie, które trafiło do Prokuratora Generalnego i Prokuratury Krajowej, dotyczy także art. 128 Kodeksu karnego mówiącego o usunięciu przemocą konstytucyjnego organu RP.
Oba te czyny miały zostać dokonane - jak wskazano w zawiadomieniu - "poprzez zabójstwo, w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz z użyciem materiałów wybuchowych".
Jak niedawno mówił PAP Macierewicz, który podpisał się pod zawiadomieniem, "nie może trwać taka sytuacja, w której dysponujemy dowodami o zamachu i nie ma postępowania w sprawie tego straszliwego aktu". "Dlatego Komisja przygotowała wniosek do prokuratury o podjęcie badania nie tylko katastrofy, ale także zamachu skierowanego przeciwko prezydentowi Rzeczypospolitej" - informował.
W zawiadomieniu zaznaczono, że "popełnione przestępstwo miało na celu destabilizację państwa polskiego poprzez odebranie życia głowie państwa, zamordowanie dowódców rodzajów sił zbrojnych, szefów kluczowych urzędów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa polskiego, konstytucyjnych organów". "Działania te umożliwiły późniejsze zbliżanie, współpracę Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB), wobec czego wypełniają przesłanki przestępstwa o charakterze terrorystycznym" - oceniono.
"Dzisiaj oczywistym jest, że Prezydent Lech Kaczyński popierając wolność Gruzji, mówiąc otwarcie o zagrożeniu, jakie stwarza Rosja również dla innych państw Europy Środkowej i Wschodniej, stał się przeszkodą dla ekspansywnych zamierzeń Federacji Rosyjskiej i jej wrogiem" - podkreślono.
Oceniono, że Rosja jest państwem, które "niejednokrotnie dopuszczało się likwidacji swoich przeciwników politycznych. "W sprawach takich jak zamach na Skripala, prześladowanie Nawalnego, czy otrucie Litwinienki toczą się postępowania przeciwko Rosji w międzynarodowych trybunałach" - wskazano. Przywołano także m.in. katastrofę helikoptera Mi-8 z kwietnia 2002 r., w której zginął gen. Aleksander Lebied oraz zestrzelenie w lipcu 2014 r. malezyjskiego samolotu Boeing 777 lot MH17.
W zawiadomieniu przywołano przyjęty przez podkomisję smoleńską w sierpniu 2021 r., a publicznie zaprezentowany w kwietniu 2022 r. "Raport z badania zdarzenia lotniczego z udziałem samolotu Tu 154-M nr 101 nad lotniskiem Smoleńsk Siewiernyj na terenie Federacji Rosyjskiej". Według tego raportu przyczyną katastrofy smoleńskiej był "akt bezprawnej ingerencji strony rosyjskiej", a do tragedii doszło "w wyniku wybuchu".
Według zawiadomienia dokonanie przestępstw, o których mowa, "stało się możliwe poprzez przekazanie Tu-154M do remontu w Samarze w zakładzie Aviakor będącym wówczas własnością Olega Deripaski, rosyjskiego oligarchy, przyjaciela ówczesnego premiera FR Władimira Putina". "Decyzja ta została wymuszona przez służby specjalne FR, które od początku kontrolowały cały proces remontu" - zaznaczono.
"W związku ze stwierdzonym i udokumentowanym w raporcie brakiem kontroli nad przebiegiem remontu istnieje uzasadniona obawa, że instalacji materiałów wybuchowych dokonano na terenie Federacji Rosyjskiej, jak należy domniemywać przez obywatela rosyjskiego z inspiracji organu Federacji Rosyjskiej" - napisano.
Według zawiadamiającego "działanie sprawcom umożliwił również brak kontroli ze strony Polski w miejsce pełnej kontroli rosyjskich służb". "W umowie dotyczącej remontu samolotów Tu-154M zostały zawarte postanowienia, zgodnie z którymi podczas całego remontu na terenie zakładów miał przebywać przedstawiciel MON RP. (...) Oczywistym jest, że jedna osoba nie jest w stanie kontrolować remontu płatowca w trybie ciągłym" - oceniono.
Jednocześnie w zawiadomieniu przywołano zdarzenia z listopada 2008 r., gdy kolumna samochodów z prezydentami Polski i Gruzji została ostrzelana w Gruzji przy granicy z Osetią Południową. Jak wskazano wówczas "sprawcy mieli możliwość sprawdzenia systemu ochrony Prezydenta RP oraz reakcji polskich instytucji, mediów i organów konstytucyjnych". "Dzień 10 kwietnia 2010 r. udowodnił, że polskie służby specjalne w żaden sposób nie wyciągnęły wniosków z wydarzeń z 23 listopada 2008 r." - oceniono.
"Doprowadziło to do osłabienia systemu ochrony prezydenta i lekceważącego stosunku do wszelkich alarmujących sytuacji" - głosi zawiadomienie. Przywołuje w tym kontekście informację, że 9 kwietnia 2010 r. "z czeskiego Biura systemu SIRENE przesłano do Polski pilną informację, że na lotnisku jednej ze stolic UE może dojść do ataku na samolot i jego uprowadzenia". "Jak wynika z analiz dostępnej Podkomisji dokumentacji ostrzeżenie z centrum SIRENE nie miało wpływu na zabezpieczenie lotu z Prezydentem RP na pokładzie, który miał się odbyć w dniu następnym" - wskazano.
W zawiadomieniu zawnioskowano m.in. o przeprowadzenie dowodów z raportu podkomisji i dołączonych do niego załączników oraz przesłuchań osób zaangażowanych w remont Tu-154M, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i ochronę prezydenta, a także "formułujących publicznie groźby karalne wobec prezydenta Kaczyńskiego: Władimira Putina i Bronisława Komorowskiego".
Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej od 10 kwietnia 2010 r. prowadzi prokuratura. Najpierw była to Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Po reformie prokuratury przez rząd PiS śledztwo od zlikwidowanej wtedy prokuratury wojskowej przejęła Prokuratura Krajowa. Od marca 2016 r. sprawą zajął się Zespół Śledczy nr I Prokuratury Krajowej. W grudniu zeszłego roku PK informowała, że w tym śledztwie nadal weryfikowane są wszystkie przyjęte wersje zdarzenia. "Nieprawdą jest, jakoby w postępowaniu w sprawie tragedii w Smoleńsku wykluczono którąś z rozważanych przyczyn katastrofy" - podawała PK.
W latach 2010-11 katastrofę smoleńską, w której zginęło 96 osób lecących na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej, badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie, komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Przewodniczący podkomisji Antoni Macierewicz prezentując w zeszłym roku raport z prac podkomisji podtrzymał stanowisko o unieważnieniu raportu komisji Jerzego Millera.
W niedzielę odnosząc się do zapowiedzianego już wówczas zawiadomienia podkomisji smoleńskiej dotyczącego zamachu prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił, że "polskie organy śledcze prowadzą śledztwo odnoszące się do katastrofy i przyczyn, ale takiego śledztwa ciągle nie prowadzą". "Mam nadzieję i wyrażam ją w tym miejscu, że podejmą tą sprawę, że się nie cofną, że znajdą się odważni prokuratorzy, bo dziś, by podejmować te sprawy, ciągle trzeba odwagi, że się znajdą i z góry za tę odwagę dziękuje" - podkreślał.