O rewelacyjnym rozumieniu Bożego Miłosierdzia przez św. Teresę z Lisieux mówi ks. prof. Andrzej Muszala.
Jarosław Dudała: O co chodzi w miłosierdziu? O pomoc ubogiemu, choremu czy grzesznemu? A Miłosierdzie Boże? To odpuszczenie grzechów, ewentualnie jakieś cudowne uzdrowienie?
Ks. prof. Andrzej Muszala: A skądże! To tylko jakiś maleńki ułamek tego, co rozumiemy pod tym pojęciem.
Szerszy obraz daje już choćby 14 uczynków miłosierdzia względem ciała i względem duszy. Tam jest mowa np. o tym, aby smutnych pocieszać, a wątpiącym dobrze radzić (dobra rada może nawet uratować komuś życie!).
Św. Teresa z Lisieux jeszcze bardziej rozszerzyła rozumienie Miłosierdzia Bożego . W swoich „Rękopisach” zaraz na początku zastanawiała się, o czym właściwie miałaby pisać (a pisała z polecenia swojej przełożonej). I doszła do wniosku, że chce wyśpiewać Miłosierdzie Pana. Właściwie to użyła liczby mnogiej (les miséricordes du Seigneur); to coś jakby chciała opowiadać o wielu "miłosierdziach Pana", czyli różnych jego przejawach.
Teresa uważa, że wszystko, co się wydarzyło w jej życiu, jest dziełem Miłosierdzia Bożego. Począwszy od tego, że się urodziła, poprzez to, że miała rodziców, siostry, że rodzina przekazała jej wiarę. Podkreśla, że na żadną z tych rzeczy nie zasłużyła.
Zresztą, nie tylko ona. Bo kto sobie nabył własne życie? Kto sobie kupił swoją sytuację życiową? Dlaczego mamy takich a nie innych rodziców? To wszystko dostaliśmy za darmo. Tymczasem ludzie są często roszczeniowi. Wydaje im się, że ciągle coś im się należy. Nie widzą, że właściwie niemal wszystko, co najcenniejsze, dostali za darmo. Każdy moment życia to przejaw Miłosierdzia Bożego.
A te złe momenty?
Teresa uznawała za przejaw Bożego Miłosierdzia także to, że chorowała. Że miała trudne siostry w klasztorze. Ona to wszystko odczytywała jako jedno wielkie Miłosierdzie Boże.
To ewidentne pójście pod prąd. Bo my raczej prosimy Boże Miłosierdzie o zdrowie, o życzliwe otoczenie...
Ona uważała za dary Bożego Miłosierdzia i te dobre elementy, i te – w ludzkim rozumieniu – złe. Dlaczego? Bo nawet w najtrudniejszym doświadczeniu jest jakiś pozytywny ładunek. I ona próbowała go odkryć. Gdy np. miała trudną, irytującą współsiostrę, to widziała w tym akt Miłosierdzia Bożego polegający na tym, że dzięki niej mogła zobaczyć własną wadę (złość, niecierpliwość) i nad nią pracować.
To rozszerzenie pojęcia Miłosierdzia Bożego odczytuję jako wielkie odkrycie tej świętej. Tu nie chodzi tylko o przebaczenie grzechów. Tymczasem my często tak właśnie rozumiemy Miłosierdzie Boga: sprowadzamy je do odpuszczenia grzechów. A to, że Bóg dał nam wszystko? To dopiero jest Miłosierdzie Boże! Bóg nie musiał nam tego dać – a dał!
W tym ujęciu aktem Bożego Miłosierdzia było stworzenie świata, jego podtrzymywanie w istnieniu i odkupienie.
To podstawowe pytanie filozoficzne: dlaczego coś jest? Dlaczego jestem ja? Dlaczego jest ziemia? Dlaczego jest ten kwiatek? Przecież mogło go nie być. A jednak jest. Czyli ktoś tego chciał!
Oczywiście, można powiedzieć, że to dzieło przypadku, ewolucji. Ale jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, to wierzymy, że za tym wszystkim stoi Ktoś większy, a nie tylko przypadek. Zresztą, czy Bóg nie mógł stworzyć przypadku? Może przypadek też jest wyrazem Miłosierdzia Bożego? To, że sprawy potoczyły się tak a nie inaczej? Że świat się rozwija? Że stworzenia mają swoją wolność, swoją autonomię? Oczywiście, ceną wolności jest nieraz cierpienie. Ale bez niego wolność nie byłaby możliwa. Nasza wolność jest także wyrazem Bożego Miłosierdzia.
Jeśli człowiek tak patrzy na życie, to przyjmuje zupełnie inną optykę. Jest wdzięczny za każdą chwilę. Nie jest roszczeniowy. Nie ma pretensji, że tego czy tamtego nie ma.
Nieskończone Miłosierdzie Boże to pryzmat, przez który powinniśmy patrzeć na nasze życie. Patrzeć z nadzieją, która jest jedną z najpiękniejszych chrześcijańskich cnót. Wtedy człowiek na nic nie narzeka. A wszystko zyskuje jakiś pozytywny wydźwięk.
Jarosław Dudała