„Atak na Irak będzie zbrodnią przeciw pokojowi. Najeźdźcy nie działają w imię wartości Zachodu” – ostrzegał Amerykanów 20 lat temu Jan Paweł II. Sojusznicy USA, w tym Polska, zignorowali jego słowa. Tragiczne skutki tej inwazji do dziś potwierdzają trafność proroctwa papieża.
Nie jest łatwo pisać o tej rocznicy, gdy za miedzą toczy się wojna wywołana przez Rosję. Nie jest łatwo, bo jedyną siłą, która może pomóc Ukrainie odepchnąć agresora, są Stany Zjednoczone. Polska też jest skazana na sojusz z USA, jeśli chce myśleć o jakichkolwiek gwarancjach bezpieczeństwa. Politycznie nie jest więc wskazane, by w takim momencie wypominać Amerykanom, Brytyjczykom i sobie samym (nawet jeśli polska obecność w Iraku była symboliczna) inwazję na inny kraj dwie dekady temu. Jeśli jednak coś ma odróżniać cywilizację zachodnią od rosyjskiego terroryzmu państwowego, to niech będzie to również umiejętność przyznania, że popełniliśmy wielki grzech, wkraczając do Iraku. To jasne, że nie ma symetrii między atakiem na kraj rządzony przez krwawego dyktatora a rosyjską inwazją na Ukrainę. Tyle że sam fakt, iż w Iraku doszło do obalenia Saddama Husajna, a Rosjanom chodzi o obalenie demokratycznie wybranego prezydenta Ukrainy i zagarnięcie ukraińskich terytoriów, nie powoduje, że ta pierwsza wojna nabiera choć trochę znamion wojny sprawiedliwej. Skala nieszczęść, jaką w efekcie domina wywołała „operacja wolność”, woła co najmniej o nazwanie rzeczy po imieniu: mieliśmy w tym swój udział.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina