Ma około siedemdziesiątki. W niedzielę przychodzi na ulicę Marsala, niedaleko hostelu Caritas, by strzyc i czesać osoby bez dachu nad głową.
Jego historię opisał Pino Ciociola w „Avvenire”, największym włoskim dzienniku katolickim. „W torbie ma wszystko, czego potrzeba, poza składanym krzesełkiem, które już na stałe przymocowane jest do bramy. No i musi mieć zawsze baterię do maszynki elektrycznej” – pisze.
Około 10.00 pięknego niedzielnego poranka fryzjer wyrusza w okolice dworca Termini. Na chodniku, w głębi ulicy Marsala za stacją, rzut kamieniem od hostelu Caritas, dobrze przykryci śpią trzej lub czterej kloszardzi.
„Mężczyzna z torbą ma ok. siedemdziesiątki, pozostali – dwóch, którzy czekają cierpliwie, i trzeci na krzesełku – z dziesięć lat mniej. To także bezdomni” – relacjonuje P. Ciociola. „Pracę wykonuje skrupulatnie: obcina włosy, zatrzymuje się, omiata głowę i twarz miękką szczoteczką, i tnie dalej. Jak u prawdziwego fryzjera – włącznie z peleryną założoną na początku na klienta. Kwadrans i dżentelmen obsłużony”.
Zero opłat, uśmiech, „następny, proszę”. Uśmiechają się także przejeżdżający kierowcy, a ledwie obsłużony klient idzie do fontanienki pod kran opłukać głowę.
„Małe krzesełko, przywiązane do bramy, świadczy o tym, że ten mężczyzna musi tu przychodzić przynajmniej raz w tygodniu, a może częściej. Może jest fryzjerem na emeryturze, może jeszcze pracuje, a może w ogóle nim nie jest albo nim był, może także on jest kloszardem... W każdym razie przychodzi i strzyże bezdomnych. Nie interesuje go ani współczucie, ani rozgłos” – pisze „Avvenire”.
baja /Avvenire