Kilka lat temu serce Mateusza Szewczyka zatrzymało się nagle w czasie lekcji w szkole - wówczas uratował go nauczyciel i koledzy. Teraz dzięki skomplikowanemu zabiegowi wykonanemu przez kardiologa prof. Tomasza Moszurę z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi został uratowany po raz drugi.
"Mateusza znam od 2018 roku, gdy trafił do nas po incydencie zatrzymania krążenia; ustaliliśmy, że zdarzenie to związane było z powikłaniami pod postacią ciężkiej niedomykalności mitralnej, ciężkiej niedomykalności neoaortalnej z poszerzeniem aorty i zwężeniem tętnicy płucnej. To są problemy, jakie mogą wystąpić u pacjenta operowanego z powodu wady wrodzonej w dzieciństwie. A Mateusz był operowany z powodu dwunapływowej prawej komory z ubytkiem w przegrodzie międzykomorowej; rozpoznano u niego wtedy zespół Taussig-Binga" - podkreśliła prof. Agata Bielecka-Dąbrowa, kierująca Kliniką Kardiologii i Wad Wrodzonych Dorosłych w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki (ICZMP) w Łodzi.
Do zatrzymania akcji serca Mateusza Szewczyka z Kluczborka doszło podczas lekcji mechatroniki. Na szczęście koledzy niedługo przed incydentem przeszli szkolenie z pierwszej pomocy, a nauczyciel wiedział o jego wadzie serca, więc błyskawicznie, z pomocą uczniów, przystąpił do resuscytacji, którą prowadził aż do przyjazdu pogotowia.
"Przez 23 lata mierzymy się z wadą serca Mateusza, ale dzięki kardiologom i kardiochirurgom z +Matki Polki+ syn jest zawsze dobrze zdiagnozowany, a zabieg wykonany przez prof. Moszurę i prof. Bielecką-Dąbrowę to ogromny sukces i radość dla nas. Przede wszystkim ulga, że nie trzeba było otwierać Mateuszowi klatki piersiowej, bo syn przeszedł wcześniej już trzy operacje na otwartym sercu" - powiedziała PAP Marzena Szewczyk.
Aby zrozumieć, dlaczego dorosły pacjent trafił na zabieg do kardiologa dziecięcego, trzeba sięgnąć do historii choroby Mateusza, która trwa przez całe jego życie. Jak wyjaśnia prof. Bielecka-Dąbrowa, urodził się z zespołem Taussig-Binga, a więc jako niemowlę przeszedł zabieg transpozycji naczyń wieńcowych.
"Wiemy zatem, że naczynia wieńcowe pacjenta zostały przemieszczone w inne miejsce, a tętnica płucna stała się jego aortą; potem kolejne zabiegi z wymianą uszkodzonej dwudzielnej zastawki aortalnej, a także wszczepienie kardiowertera defibrylatora i wykonany ostatnio w Warszawie zabieg metodą Bentalla, który też zmienia anatomię. To serce jest całkowicie odmienne w anatomii fizjologicznej od serca osoby zdrowej, bo jest ono połatane przez różne sztuczne materiały" - objaśniła kardiolog.
Zabieg na tętnicy płucnej, jakiemu poddany został Mateusz, wykonywany jest w wielu ośrodkach. Jak przyznaje szef Kliniki Kardiologii ICZMP prof. Tomasz Moszura, "to nic nadzwyczajnego" - jednak w przypadku tak wyjątkowego pacjenta, nikt w kraju nie chciał podjąć się tego wyzwania.
"Zabieg wykonany przez prof. Moszurę był wyjątkowo skomplikowany, dlatego że w tętnicy płucnej, problemem nie były wyłącznie dwa zwężenia, które należało usunąć; to naczynie było wcześniej poszerzane łatą z osierdzia, czyli w miejscu jej wszycia było słabsze i groziło pęknięciem. Dodatkowo w trakcie cewnikowania okazało się, że tętnica jest jeszcze skręcona wokół własnej osi. W to naczynie, z łatą i skręcone, należało wszczepić stenty" - dodała prof. Bielecka-Dąbrowa.
Zabieg trwał ok. 2,5 godziny. Przez ten czas w pogotowiu czekali znani kardiochirurdzy prof. Katarzyna Januszewska i prof. Edward Malec, bo brano pod uwagę, że w przypadku powikłań zabieg będzie kontynuowany z zastosowaniem krążenia pozaustrojowego i koniecznością otwarcia klatki piersiowej pacjenta.
"Problemem było przewidzenie powikłań i przygotowanie jak największej ilości sprzętu. Nie każda placówka kardiologii interwencyjnej jest na to gotowa, ale ośrodek, w którym leczy się wady serca, dysponuje także sprzętem, który bywa potrzebny raz na 2-3 lata. Rozpisałem sobie ten zabieg w domu, ale i tak już w trakcie okazało się, że jest konieczność dostarczenia dodatkowych stentów o innej średnicy. Musieliśmy szybko przywieźć je z magazynu pod Łodzią" - zaznaczył prof. Moszura.
Co roku około 100 pacjentów operowanych jest z powodu wad serca w ICZMP, zaś co najmniej kilkudziesięciu wkracza w wiek dorosły. Duża część wad to choroby na całe życie; mimo że pacjent jako dziecko został zoperowany i jest w stanie prowadzić w miarę normalny tryb życia, to jednak zawsze wymagać będzie regularnej opieki kardiologicznej.
"Jeśli ktoś zna pacjenta od urodzenia, to jego anatomia zostaje w głowie; zarówno w głowie kardiochirurga jak i kardiologa interwencjonisty. My czasami nie pamiętamy twarzy pacjenta, ale obraz jego serca - tak" - podkreślił prof. Moszura.
Jak dodał, na całym świecie są ośrodki zajmujące się młodymi, dorastającymi pacjentami z wadami serca. Jego zdaniem będzie ich coraz najwięcej, bo dziecięca kardiologia interwencyjna i kardiochirurgia w ostatnich latach zrobiły ogromny postęp. Wady, które 20 lat temu były śmiertelne, już takie nie są - pacjenci przeżywają, dorastają, zakładają rodziny.
"I nasz kraj musi zmierzyć się z problemem, który wcześniej pojawił się na Zachodzie - że uwagi wymagają nie tylko noworodki i dzieci z wadami serca, ale młodzi dorośli - powinniśmy pomóc im w wyborze zawodu, zaplanowaniu przyszłości jak również zapewnić dostęp do kardiologii interwencyjnej na takim poziomie, jaki mieli wcześniej" - zaznaczył kardiolog.
Z myślą o takich właśnie pacjentach kilka lat temu w ICZMP, placówce ginekologiczno-pediatrycznej, powstała Klinika Kardiologii i Wad Wrodzonych Dorosłych, do której trafiają pacjenci z całej Polski. W opinii prof. Bieleckiej-Dąbrowy zapewnia ona unikatową opiekę, która stanowi kontynuację leczenia rozpoczętego we wczesnym wieku.
"W opiece nad pacjentami prowadzonej przez kardiologów mających doświadczenie w leczeniu dorosłych wykorzystujemy wiedzę kardiologów i kardiochirurgów dziecięcych, którzy dobrze znają historię ich chorób. Współpracują z nami także anestezjolodzy znający specyfikę leczenia osób z wadami serca, pielęgniarki, psycholodzy, dietetycy, pulmonolodzy, radiolodzy, a nawet ginekolodzy-położnicy, którzy m.in. pomagają w prowadzeniu ciąż kobiet z wadami serca" - podkreśliła kardiolog.