O nowym albumie, jaśniejącej twarzy Madonny i Papieżu na dachu z Adamem Bujakiem rozmawia Szymon Babuchowski
Szymon Babuchowski: Ukazał się właśnie Pana album o Jasnej Górze – monumentalne dzieło, efekt wielu lat pracy i zdobywania wiedzy. Zastanawiam się, jak fotografik przygotowuje się do stworzenia takiego dzieła?
Adam Bujak: – Jasna Góra, jak wiele moich książek, czekała w kolejce. Jakoś nie mieliśmy odwagi, by ruszyć ten wielki temat. Chcieliśmy go jak najgodniej przedstawić. Miałem w świadomości fakt, że na Jasnej Górze robiłem zdjęcia od 1966 roku, czyli od Milenium Chrztu Polski. Wtedy fotografowałem prymasa Wyszyńskiego, arcybiskupa Wojtyłę, arcybiskupa Kominka czy metropolitę gdańskiego Baraniaka. Zapamiętałem ich jako bardzo mocno związanych ze sobą. Te milenijne uroczystości uświadomiły mi, czym jest Kościół w Polsce, czym jest Polska i polityka. Obok komunizmu, który nas gnębił każdego dnia, poczuliśmy powiew wolności. I tak zaczęło się to moje fotografowanie Jasnej Góry. Temat zbierałem po prostu dla siebie. Nawet specjalnie nie myślałem o albumie, dopiero ojciec Stanisław Tomoń, rzecznik prasowy Jasnej Góry, dodał mi odwagi, żeby to pokazać ludziom. A czy trafnie wybraliśmy materiał z tych kilku tysięcy zdjęć? To już ocenią odbiorcy.
Skoro Jasna Góra była u początku Pana twórczości, to pewnie wpłynęła na zainteresowanie tematyką sakralną?
– Na pewno. To przecież sanktuarium narodowe, Ołtarz Ojczyzny, miejsce, które kształtowało Polskę przez tyle wieków. Ten powiew wolności ciągle stamtąd napływał – Jasna Góra nigdy nie była zdobyta przez nikogo. Ani przez Szwedów, ani przez Sowietów, ani przez Hitlera, ani przez komunizm. To było zawsze miejsce wolne i tą wolnością emanowało.
I Pan tego doświadczył?
– Tak. Właśnie w tym wielkim uderzeniu z 1966 roku i podczas wizyt dwóch wielkich papieży – Jana Pawła II i Benedykta XVI. W albumie chciałem też pokazać to, czego nikt wcześniej nie pokazał – życie ojców paulinów na Jasnej Górze. Nie przypuszczałem, że ojcowie dopuszczą mnie do największej tajemnicy i świętości, czyli do przebierania obrazu Matki Bożej w najwspanialszą sukienkę, brylantową. Zostałem zaproszony jako jedyny, choć wielu ludzi chciało fotografować ten obrzęd. Nieomal mogłem dotknąć tego sacrum, i rzeczywiście, kiedy popatrzyłem na obraz, zobaczyłem, że wszystkie kopie nijak się mają do oryginału. W tej twarzy jest jakaś nieprawdopodobna świętość, dlatego to właśnie ta, a nie inna ikona została tak naznaczona. Gdy popatrzy się na twarz Madonny z niewielkiej odległości, to widać, że ona niezwykle jaśnieje. Mistrz był natchniony. To nie była jakaś kopia przemalowana, tylko oryginał omodlony przez twórcę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski