O cukierkach w polityce i uleganiu masowym gustom z prof. Zdzisławem Krasnodębskim rozmawia Jacek Dziedzina.
Prof. Zdzisław Krasnodębski socjolog, filozof społeczny, profesor Uniwersytetu w Bremie (Niemcy) i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Jacek Dziedzina: Czy ciasteczkowy potwór ma coś nie tak z oczami?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: (śmiech). To dobry przykład, jak pewne pojęcia wchodzą w publiczny obieg. Wygląda na to, że wilcze oczy ciągle budzą większe zaufanie niż oczka sympatycznego potwora. Tak mówią niezmiennie sondaże, mimo ostatnich spadków. – Donald Tusk przez dłuższy czas nie należał do polityków, którzy cieszą się zaufaniem Polaków. Mówiono, że zbytnio przeżywa porażkę, że jest zawzięty, nie ma w sobie luzu i stąd się wzięły te „wilcze oczy”. Ten wizerunek uległ zmianie. To pokazuje jak bardzo społeczeństwo reaguje emocjonalnie, na obrazki, na wizerunek.
Powiedział Pan niedawno, że obecny rząd jest najbardziej pasywny od 1989 r. Aż tak źle?
– Pod względem budowy wizerunku, komunikowania się, to jest być może najlepszy rząd.
Czyli nie jesteśmy specjalnie wymagający wobec polityków? Rząd nie ma na koncie jakichś większych sukcesów, ale fanfary nie milkną.
– Wydaje mi się, że jesteśmy bardzo mało wymagający. Jest to powtórzenie zjawiska, z którym mieliśmy do czynienia, kiedy Aleksander Kwaśniewski wygrywał wybory. Mówiono o jego niebieskich oczach, koszulach, jego stylu bliskim ludziom. Również Kazimierz Marcinkiewicz używał sztucznych środków wzbudzania sympatii. Ale w jego wizerunku była także doza czegoś sztubackiego, niepoważnego. Donald Tusk dodał do tego jeszcze jeden element, rozważnego polityka, ale w gruncie rzeczy posługuje się tymi samymi metodami. Przy czym za rządem Marcinkiewicza stał jakiś program, wyrazisty projekt polityczny, który może nie był realizowany, ale sprawiał, że trudno było zarzucać Marcinkiewiczowi, iż chodzi mu tylko o świat wirtualny. Autopromocja Donalda Tuska wydaje się zupełnie bez celu, nie uzasadnia jej żaden wielki projekt polityczny. W tym sensie jest to radykalizacja, doprowadzenie do skrajności politycznej autoreklamy. I Polacy to lubią!
Mimo że patrzą mocno politykom na ręce…
– Tak. Ostatnie badania pokazują jednak, że rząd zaczyna być oceniany krytycznie. Dotyczy to działań poszczególnych ministerstw. Ludzie już dostrzegają, że to bardzo pasywny rząd – najbardziej pasywny z dotychczasowych, podtrzymuję swoją opinię. A jednocześnie dają premię zaufania osobie premiera za jego sympatyczny wizerunek. Pamiętajmy, że PO rządzi po okresie konfliktów i polityki, kiedy szef rządu nie zabiegał o sympatię ludzi, przeciwnie, walczył z różnymi grupami i prowokował elity. Po okresie tego napięcia musiało nastąpić odprężenie. Jeden z publicystów napisał niedawno, że to jest „partia świętego spokoju”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina