Czego słuchasz? Gajcego. A ja Broniewskiego. Nieźle chłopcy dają…
Czytałeś Norwida? A kto go napisał? – to dialog z kultowego „Tytusa Romka i A’Tomka”. Dziś można zadać inne pytanie: A kto go zaśpiewał? W ostatnich latach nastąpił prawdziwy wysyp śpiewanych tomików poezji. I to wcale nie w łagodnym, sielsko-anielskim odcieniu. Za poetów wzięli się rockmani.
Śpiewane tomiki poezji ukazywały się wcześniej (wystarczy wspomnieć świetne „Pieśni do słów Tadeusza Nowaka” czy „Szaloną lokomotywę” według Witkacego wyśpiewane pastelowo przez Marka Grechutę, czy wiersze Herberta wykonywane przez Przemysława Gintrowskiego), ale tym razem mamy do czynienia z nowym zjawiskiem. Poezję odkurza i przetwarza pierwsza liga rodzimego rocka. Czy to poezja śpiewana? Oczywiście. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Zdziwią się jednak ci, którzy spodziewają się ballad w stylu „Z nim będziesz szczęśliwsza” Starego Dobrego Małżeństwa czy „Pieśni łagodnych” Wolnej Grupy Bukowiny. To potężniejsze uderzenie. Drapieżne rockowe riffy, połamane akordy, ściana dźwięku, z której wyłaniają się słowa wierszy. Może dlatego odkurzone przez punkowych i rockowych wyjadaczy wiersze robią na pokoleniu ADHD tak piorunujące wrażenie?
Cyprian Kamil na wzmacniaczu
To kto śpiewał Norwida? Andrzej Dziubek i De Press. To połączenie góralskiej zadziorności spod Babiej Góry, rockowej chropowatości i proroczego charakteru poezji Cypriana Kamila. Album „Gromy i pyłki” to aż 19 kompozycji Andrzeja Dziubka i załogi. „Płyta trzyma słuchacza od pierwszej do ostatniej nuty w dużym napięciu. Wszystkie kompozycje, owe »gromy« i »pyłki«, odpowiednio ułożone, tworzą muzyczny »pamiętnik artysty«” – to opinia Ośrodka Badań nad Twórczością Cypriana Norwida KUL. De Press wydał tuzin płyt, z których już debiutancki krążek z 1981 roku „Block to Block” zyskał dumne miano najlepszej rockowej norweskiej płyty wszechczasów. Tułając się na emigracji, Dziubek, który opuścił rodzinną Orawę, tęsknił widocznie do „kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba”, skoro wielokrotnie wracał do wiersza Norwida, a kilka miesięcy temu zdecydował się na nagranie całego albumu z jego poezją.
Od czego się zaczęło? Od „Powstania Warszawskiego” Lao Che. „Stare Miasto, Stare Miasto wiernie ciebie będziem strzec. Mamy rozkaz cię utrzymać albo w gruzach twoich lec” – śpiewał na koncertach lider kapeli Spięty, a pod sceną długowłosi faceci i starzy punkowi wyjadacze nucili poezję Baczyńskiego. „I wyszedłeś jasny synku z czarną bronią w noc,/ I poczułeś jak się jeży w dźwięku minut – zło./ Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką,/ Czy to była kula synku, czy to serce pękło?”. Muzyczny komentarz do 63 dni walczącej stolicy okazał się strzałem w dziesiątkę. Efekt okazał się zdumiewający. Wyszła płytka majstersztyk: pełna żaru, odniesień do wierszy Kolumbów, odgłosów ogarniętej wojną stolicy, archiwalnych komunikatów. A w to wszystko, przy wpadających momentalnie w ucho melodiach i wersach alternatywnych kapel. Ten krążek rozpoczął modę na odświeżanie poezji przez rockmanów.
Na nocnym koncercie z okazji 61. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego ponad tysiąc młodych ludzi śpiewało razem z zespołem, wymachując białą-czerwoną flagą. – W czasie koncertu nie potrafiłam opanować wzruszenia – opowiada Natalia Budzyńska, dziennikarka z Poznania. – Rozejrzałam się wokół i zrozumiałam, jak wielką rzeczą jest spowodować, że młodzież mająca korzenie w anarchistycznych środowiskach z luźnym podejściem do historii, dla której hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna” wywołuje tylko wzruszenie ramion, dziś trzyma na koncercie polską flagę i żywo przejmuje się wydarzeniami sprzed lat.
Tłok. Panika.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz