Po wilamowsku – według listy 17-latka Tymka Króla – mówią 63 osoby. A on sam pisze podręcznik do nauki tego języka. Wierzy, że wilamowski nie zginie.
Güter mügia, czyli „dzień dobry” – tak według instrukcji Tymka witamy z fotoreporterem 84-letnią Annę Foks, która razem z nim tańczy w regionalnym zespole „Wilamowice”. I – jak przystało na szefową koła gospodyń wiejskich – częstuje nas w altanie tutejszym specjałem: polewką na zsiadłym mleku, koniecznie od krowy. – A może jajecznica z pokrzywą albo mąką? – zachęca i tłumaczy, że gościnność mają we krwi, bo w Wilamowicach zawsze na przybyszów czekał chleb, a u bogatszych – masło. Pani Anna, jak mówią, to starsza koleżanka Tymka, od której uczy się języka. Jej też daje do prania i naprawy odzyskane ze strychów i głębin szaf części wilamowskich strojów. Ma ich razem 700 części: spódnic i dopasowanych do nich fartuchów, jakli, dużych chust – „odziewaczek”, „związek” zakładanych na głowy i czepców.
Trzyma je w czterech skrzyniach. – Tymek od dziecka zbiera nasze stroje (męskie zaginęły w XIX w.), dlatego się śmiejemy, że lata za spódnicami – mówi Justyna Majerska, jego druga dobra koleżanka, po babci miłośniczka wilamowskiego, uczennica „Plastyka”. Sama zbiera i odnawia tutejsze skrzynie na ubrania. Żeby „w realu” pokazać piękno czerwonych wyjściowych spódnic, zdobienia jakli, biel koszul, cała trójka ubiera się po wilamowsku. Nie mogę się oprzeć przyciągającym kolorom i też proszę o jakiś strój. Dostaje mi się… ubranie starej panny. Pani Anna wybraną chustę wiąże mi pod brodą sobie tylko znanym sposobem na jedyny w świecie wilamowski węzeł. I choć to strój starej panny, nie chce mi się rozwiązać tego misternego węzła, bo wszystko w tych ubraniach jest piękne, jakby dla podkreślenia, że każdy szczegół życia wymaga celebracji i odpowiedniej oprawy.
W morzu polskiego
Do Wilamowic przyjeżdża Alex Andrason, który na uniwersytetach w Rejkjaviku i w Madrycie bada ginące języki. Doktorat z wilamowskiego pisze Rinaldo Neels, Belg prowadzący zajęcia na KUL-u w Lublinie. Obaj konsultują się z Tymoteuszem, wiedzącym wszystko o języku, który przetrwał w ich mieście 700 lat, otoczony morzem polskiego. Według językoznawców przynieśli go tu osadnicy flamandzcy. – Wtedy nikt nie mógł wsiąść do samolotu w Amsterdamie i przybyć tu tego samego dnia – opowiada Barbara Tomanek, pierwsza po zmianie systemu pani burmistrz Wilamowic, znawczyni historii miasta. – Wędrowali do nas dobrych kilka lat. Można o tym poczytać w monografiach Józefa Latosińskiego i Antoniego Barciaka. W 1326 r. istniała już tu parafia uwzględniona na ówczesnej mapie świętopietrza. Bratem dziadka pani Barbary był urodzony kilka ulic dalej św. Józef Bilczewski. To nazwisko popularne w Wilamowicach, tak jak Foks, Danek, Sznajder, Hanik czy Biba.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych