„Toy Story 3” udowodnił, że filmowy sequel nie musi być gorszy od oryginału.
Rzadko się zdarza, by kontynuacja jakiegoś głośnego filmu odniosła sukces większy niż pierwszy film cyklu. Raczej odwrotnie. Kolejne sequele to najczęściej popłuczyny uparcie eksploatujące wątki swoich poprzedników. Niektóre odnoszą sukces komercyjny, bo widzowi trudno rozstać się z bohaterami, których polubił. Sequele powtarzają do znudzenia zastosowaną w pierwowzorze formułę czy humor, czego przykładem ostatni „Shrek”, któremu nie pomogło nawet 3D.
Zaskakujące otwarcie
Brawurowo zrealizowana trzecia opowieść o perypetiach zabawek Andy’ego jest jednym z nielicznych wyjątków potwierdzających regułę. To naprawdę znakomity film dla dzieci, tych trochę starszych, a także dla dorosłych. Oczywiście filmy kręci się po to, by przynosiły zyski. Twórcy „Toy Story 3” osiągnęli komercyjny sukces, traktując małego widza poważnie. Wiedzą, że dziecko bawiąc się i poznając świat, uczy się, myśli i ocenia. Przedstawiając dynamicznie zrealizowaną opowieść, udało im się, bez nachalnie dydaktycznych wtrętów, przekazać widzowi w sposób prosty i klarowny kilka ważnych prawd, jakimi należy się w życiu kierować. Początek filmu może zaskoczyć widza, który oglądał poprzednie części cyklu. Jesteśmy świadkami nakręconej z fantazją przygodowej opowieści rodem z Dzikiego Zachodu, z udziałem dobrze nam znanych plastikowych zabawek. Czyżby realizatorzy poszli śladem animatorów, serwujących nam setki podobnych historii na małym ekranie? Wkrótce okazuje się, że to pełne akcji otwarcie jest tylko rozgrywającą się w wyobraźni Andy’ego fantazją z udziałem jego ukochanych zabawek. Z tego świata fantazji szybko wracamy do innego świata fantazji, który dla zabawek i dla widza staje się światem niejako realnym. Do domu Andy’ego i jego zabawek. A tu zabawki czeka niepewna przyszłość. Andy za kilka dni wyjeżdża do college’u w innym mieście. Postanawia zabrać ze sobą tylko Chudego. A co z resztą zabawek? Wyrzucić je na śmietnik, a może przechować na strychu, by doczekały lepszych czasów, kiedy być może za jakiś czas odkryją je dzieci Andy’ego? Zabawki wybierają trzecie rozwiązanie. Uciekają do Słoneczka, przedszkola, gdzie będą się nimi bawić dzieci. To rozwiązanie wydaje się najlepsze z możliwych. Tylko na początku. Tak naprawdę to pułapka, z której nie ma wyjścia. Na szczęście Chudy nie opuszcza swoich przyjaciół, ale szanse na ucieczkę są niewielkie.
Pośpiech niewskazany
Film zyskał uznanie publiczności i krytyki. Pochwaliło go też watykańskie „L’Osservatore Romano”. Gaetano Vallini, dziennikarz tego pisma, chwaląc film, rozprawia się jednocześnie z krytycznymi opiniami feministek dopatrujących się u jego niektórych bohaterów „seksistowskich i homofobicznych tendencji”. I ma rację, kiedy pisze, że jest to opowieść o przyjaźni „tworzącej prawdziwą więź, łączącą ze sobą tę niezwykłą grupę zabawek”, która pozwala widzowi zastanowić się nad „ważnymi sprawami, jak: wartość przyjaźni i solidarności, obawa przed samotnością i odrzuceniem, nieuchronność dorastania oraz siła, jaką daje poczucie przynależności do rodziny”. Dwie poprzednie części cyklu, z 1995 i 1999 roku, zrewolucjonizowały świat animacji. Ta z 1995 r. była pierwszą pełnometrażową produkcją animowaną, zrealizowaną w całości za pomocą komputerów. Od tego czasu techniki komputerowe poszły naprzód, kina atakują produkcje 3D, ale wydaje się, że często fascynacja stroną techniczną zastępuje wyobraźnię i zwalnia realizatorów od myślenia. Chociaż „Toy Story 3” również wykorzystuje trójwymiar i od strony technicznej nakręcony jest perfekcyjnie, jego sukces opiera się przede wszystkim na samej opowieści. Podobnie jak dawnych filmów Disneya. Na ostatni film animowanej sagi czekaliśmy 11 lat. Z pewnością było warto poczekać aż tyle.
Toy Story 3, reż. Lee Unkrich, USA 2010
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz