Mormoni wpływają na treść serialu „The Chosen”! – ostrzegają niektóre środowiska protestanckie za oceanem, a wtórują im „dobrze poinformowani” katolicy. I to tylko jeden z listy mało poważnych zarzutów pod adresem najlepszego filmu o Jezusie od czasu „Pasji” Gibsona.
Czy Jezus mógł tańczyć podczas wesela w Kanie Galilejskiej? Dlaczego Maryja w filmie „nie wygląda na niepokalanie poczętą”? Czy sceny z kłótniami Szymona Piotra z żoną nie uderzają czasem w wartość katolickiego małżeństwa i nie odbierają powagi pierwszemu papieżowi? A tak w ogóle to czy warto tracić czas na film, który – uwaga, uwaga – „zagraża mojej wierze”? I czyż potrzeba nam jeszcze innych dowodów w sytuacji, gdy w jednym z odcinków 3. sezonu „Jezus wypowiada słowa z Księgi Mormona”? Fascynująca produkcja o Jezusie Chrystusie doczekała się już recenzji, których autorzy żyją z podsycania podejrzliwości nawet tam, gdzie prawda i piękno narzucają się całą swoją siłą. Bo „Wybraniec” („The Chosen”) to po prostu piękna rzecz – i w formie, i w treści. Twórcy serialu przypomnieli, że tym, co budzi wiarę i ją podtrzymuje, jest fascynacja osobą Jezusa Chrystusa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina