Dziś już może nie grają najgłośniej w Polsce, ale jak na muzyków z 45-letnim stażem, radzą sobie świetnie w nowej rzeczywistości.
Bez ich „Matury” nie może się obejść żadna studniówka, a piosenki takie jak „Dozwolone do lat 18”, „Takie ładne oczy”, „Anna Maria” czy „Nie spoczniemy” – znają wszystkie pokolenia Polaków. Czerwone Gitary właśnie przygotowują się do kolejnego jubileuszu.
Polscy Beatlesi
Wszystko zaczęło się 3 stycznia 1965 roku, między 11.00 a 14.30. Przy stoliku nie istniejącej już gdańskiej kawiarni „Crystal” została powołana do życia grupa, która wkrótce miała podbić serca młodych ludzi w całym kraju. Bernard Dornowski, Krzysztof Klenczon, Jerzy Kossela, Jerzy Skrzypczyk, Henryk Zomerski – tak przedstawiał się pierwszy skład Czerwonych Gitar. Niecały rok później miejsce uciekającego przed wojskiem Zomerskiego zajął Seweryn Krajewski. Zarówno Krajewski, jak i Skrzypczyk, początkowo grają pod pseudonimami – Robert Marczak i Jerzy Geret. Za udział w zespole bigbitowym groziło im bowiem wyrzucenie ze szkoły muzycznej… – Dziś wydaje się to niewiarygodne, ale wtedy byliśmy wręcz „heretykami” – wspomina perkusista Jerzy Skrzypczyk, obecny lider zespołu. – W pewnym momencie zostaliśmy zdekonspirowani. Na szczęście kara nie była zbyt dotkliwa, bo zawieszono nas w prawach ucznia na okres wakacji – śmieje się muzyk.
Nie zdawali sobie jeszcze wtedy sprawy, jak wielką popularność osiągną. Ich debiutancka płyta „To właśnie my” osiągnęła trudny dziś do wyobrażenia nakład 160 tysięcy egzemplarzy. Dalej było jeszcze lepiej: drugi krążek sprzedał się w rekordowej ilości 240 tysięcy egzemplarzy. W styczniu 1969 roku Czerwone Gitary otrzymują w Cannes trofeum „Midem” za największą ilość płyt sprzedanych w kraju, z którego pochodzi zespół. Taką samą nagrodą mógł się poszczycić wówczas zespół The Beatles… Jednak nie tylko ten fakt sprawił, że Czerwone Gitary zaczęto porównywać do słynnej czwórki z Liverpoolu. – Kiedy odszedł Kossela, zostało nas czterech. Takie samo było instrumentarium: trzy gitary i perkusja – mówi Skrzypczyk. – Oczywiście podpatrywaliśmy ich ubiory, wizerunek sceniczny. Podobnie jak oni, sami tworzyliśmy wówczas piosenki. Można nawet było snuć analogie: Klenczon to Lennon, Krajewski to McCartney… Aż po tragiczne skojarzenie śmierci Lennona i Klenczona.
Osiągnęliśmy wszystko
Choć nasi muzycy wydawali się nieco bardziej ugrzecznieni, to jednak reakcje publiczności (zwłaszcza jej żeńskiej części) na koncertach były podobne. W momencie, gdy grupa znajduje się w szczytowej formie, opuszcza ją kierownik – Krzysztof Klenczon, by założyć formację Trzy Korony. – Nasza popularność trochę wtedy spadła – przyznaje Skrzypczyk. – Miało to także związek z pojawieniem się takich zespołów jak Breakout, prezentujących inny typ muzyki. Nie osłabiło to jednak potencjału twórczego Czerwonych Gitar. Głównym kompozytorem w zespole stał się teraz Krajewski. Wydany w 1970 roku album „Na fujarce” został przez krytyków uznany za najlepszy w historii zespołu. Z ciepłym przyjęciem spotkały się również kolejne płyty. Rozpoczęły się koncerty w NRD, ZSRR, później także w USA. Pod koniec lat 70. zespół zniknął jednak z polskich estrad. Powrócił dopiero w 1991 roku, z zamiarem zagrania 38 koncertów na 25-lecie. Świętowanie rozciągnęło się na… sześć lat, podczas których dali aż 500 koncertów! W 1997 roku od zespołu odchodzi Seweryn Krajewski. Przykry proces o prawo do nazwy Czerwone Gitary kończy się zwycięstwem istniejącej grupy.
W ostatnich latach w zespole pojawili się muzycy młodsi o całe pokolenie. – Osiągnęliśmy na rynku muzycznym prawie wszystko. Czas, by promować młodych – mówi Jerzy Skrzypczyk. Wokalista Arkadiusz Wiśniewski, o barwie głosu nieco przypominającej Krajewskiego, i multiinstrumentalista Marek Kisieliński zadomowili się już w zespole na dobre. Można ich usłyszeć na płycie „O.K.”, a już wkrótce także na jubileuszowych koncertach: 6 marca w warszawskiej Sali Kongresowej i na początku sierpnia w Operze Leśnej w Sopocie. – Mamy już pomysły na nowy album – zapowiada Skrzypczyk. – Myślę, że starzy i nowi fani chętnie będą nucić te piosenki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski