Nie jestem prawdziwą Niemką, ale nie jestem też prawdziwą Rumunką. Pochodzę z miejsca pomiędzy – wyznała w jednym z wywiadów Herta Müller, tegoroczna laureatka literackiej Nagrody Nobla.
Urodziła się w Rumunii, w wiosce zamieszkanej głównie przez Niemców. – Spłodził mnie po wojnie esesman, który wrócił do domu – opowiada pisarka. Jej matka została wywieziona wraz z innymi Niemcami z regionu Banat na roboty do ZSRR. W domu dziewczynka posługiwała się językiem niemieckim, rumuński poznała dopiero w szkole.
Studiowała germanistykę i literaturę rumuńską w Timişoarze, należała też do literackiej Aktionsgruppe Banat, co nie podobało się władzom. Securitate próbowało brutalnymi metodami zmusić ją do współpracy, ale nie zgodziła się na szpiegowanie męża i przyjaciół. Kosztowało ją to utratę zatrudnienia. W 1987 roku wyemigrowała do Niemiec. Obecnie mieszka w Berlinie.
Według krytyka Jerzego Jarzębskiego, Müller (na zdjęciu) symbolizuje w literaturze doświadczenie ludzi dręczonych na Wschodzie, dlatego jej twórczość powinna być bliska Polakom. W naszym kraju ukazało się aż siedem jej książek – wszystkie w Wydawnictwie Czarne. Pisarz Andrzej Stasiuk, współwłaściciel Czarnego, uważa autorkę za perłę w koronie wydawnictwa. – To niesamowicie precyzyjna, ostra, ale jednocześnie wyjątkowo poetycka proza – twierdzi.
Sama autorka nie kryła zaskoczenia nagrodą, zapewniła jednak, że ten zaszczyt nie zmieni jej jako osoby. – Będę nadal tym, kim jestem. Niczym lepszym, niczym gorszym. Moją sprawą jest pisanie. To moja praca. I tego się zawsze trzymałam – powiedziała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Poleca - szb