Zakończył się Festiwal „Pieśń naszych korzeni” w Jarosławiu, niezwykła impreza, która miała w sobie coś ze święta i jarmarku.
Muzyka na koniec czasów i apokaliptyczne przepowiednie z końca pierwszego tysiąclecia w wykonaniu znakomitej grupy Sequentia, pieśni liturgiczne dawnej Rusi, Serbii i Rumunii, biesiadna liryka z czasów Karola Wielkiego, barokowa muzyka czeskich klasztorów, a na deser „Messe de Notre Dame” Guillaume de Machauta w wykonaniu ogromnego chóru festiwalowego, prowadzonego przez samego Marcela Pérèsa.
W tym roku na festiwalu w Jarosławiu nikt z 250 uczestników nie narzekał na brak wrażeń. Jarosław to impreza do tańca i do różańca. Od lat można tu usłyszeć i muzyczną śmietankę – wystarczy przejrzeć tegoroczny „spis lokatorów”: Sequentia (Niemcy), Sirin (Rosja) – na zdjęciu, Cantilena Antiqua (Włochy), Byzantion (Jassy) – i „naturszczyków”.
Jest i pierwsza liga występująca w salach koncertowych całego świata, i ci, którzy w zaciszu domów pielęgnują tradycyjny śpiew, który mają wyssany z mlekiem matki. – Podróżujemy tu w czasie i przestrzeni. Idąc wzdłuż korytarza, przechodzi się ze wschodniej, staroruskiej Europy z XV i XVI w., do zachodniego renesansu albo otacza cię rumuńska muzyka liturgiczna, która jest pomiędzy tymi dwoma światami – opowiadali uczestnicy festiwalu.
Prawdziwym wydarzeniem było wykonanie „Messe de Notre Dame” – najwcześniejszej nieanonimowej polifonicznej Mszy przygotowanej w trakcie cyklu 2. warsztatów. Prowadził je światowej sławy specjalista tego nurtu Marcel Pérès, szef Ensemble Organum. Festiwal zakończyła Msza. Jaka? Oczywiście gregoriańska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz