Tego filmu nie oglądaliśmy w polskich kinach. A szkoda. Pozwolił uratować przynajmniej 21 skazanych na śmierć nienarodzonych jeszcze dzieci.
Zobaczyć Wenecję i umrzeć. W tym przypadku tę popularną sentencję można sparafrazować inną. Zobaczyć film i urodzić. A to wszystko dzięki zrealizowanemu jeszcze w 2006 roku amerykańskiemu filmowi „Bella”, w reżyserii Alejandro Gomeza Monteverde. Film cieszył się – podobnie jak poruszający podobny temat i znany również z naszych ekranów „Juno” – ogromną popularnością w Stanach Zjednoczonych. Otrzymał też nagrodę publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto.
Modlitwa matki
Para głównych bohaterów „Belli” znalazła się w trudnej sytuacji życiowej. Świetną karierę sportową Jose przerwał tragiczny wypadek i pobyt w więzieniu. Teraz pracuje w restauracji swojego brata Manny’ego. W tej samej restauracji pracuje Nina. Za spóźnienie Manny wyrzuca Ninę z pracy. Dziewczyna jest w ciąży. Samotna i przerażona perspektywą urodzenia dziecka, myśli o aborcji. W odruchu solidarności Jose porzuca pracę i podąża za dziewczyną. Razem spędzają dzień, który zmieni ich życie. I decyzję Niny. Dopiero po zdobyciu nagrody w Toronto filmem zainteresowali się dystrybutorzy w USA. A film, dysponujący budżetem niespełna 3 mln dolarów, powstał w rekordowym tempie.
Zdjęcia trwały tylko trzy tygodnie. W roli Jose wystąpił Eduardo Verástegui. To niezwykła postać. Urodził się w katolickiej rodzinie plantatorów trzciny cukrowej. Jest aktorem, piosenkarzem, modelem Calvina Kleina i Versace, gwiazdą oper mydlanych. Jak sam mówi, przez długi czas prowadził się niezbyt moralnie. Pięć lat temu zerwał z dotychczasowym życiem. „Nie ma nic mocniejszego niż modlitwa matki – mówi w wywiadzie dla portalu Christianity Today. – Kiedy rozkoszowałem się sukcesem, matka zaczęła modlić się za mnie razem ze swoją grupą modlitewną o zmianę mojego trybu życia. Wierzyła, że jeżeli jej słowa do mnie nie docierają, to uczyni to modlitwa”. I taki dzień nadszedł. Aktor przyrzekł, że już nigdy nie zrobi czegoś, co obraża Boga. Później wraz z przyjaciółmi stworzył w Kalifornii fundację pomocy kobietom planującym aborcję. We wrześniu 2008 roku zrealizował film wzywający hiszpańskich wyborców w USA do odrzucenia kandydatury Baracka Obamy z powodu jego proaborcyjnych poglądów. W grudniu 2008 roku nagrał film wideo, przypominający Hiszpanom, że prawo do życia jest nadrzędne.
Hołd złożony życiu
Reżyser Alejandro Monteverde pisał scenariusz „Belli” z myślą, że główną rolę zagra właśnie Verástegui. „Chciałem napisać love story, która nie jest tylko opowieścią o romansie pomiędzy mężczyzną i kobietą, ale także o tym, jak cierpienie może stać się początkiem odkupienia. Chciałem zrobić film, który pokazuje, że zawsze możliwy jest wybór nieprowadzący do moralnego upadku. Ten film oddaje hołd życiu, rodzinie, przebaczeniu” – mówi Monteverde. Wytwórnię, w której film powstał, założył reżyser wraz z Eduardem Verástegui i przyjaciółmi. Nosi ona znaczącą nazwę Metanoia, czyli Nawrócenie. „Ten film powstał z serca. Mamy nadzieję, że Metanoia zrealizuje więcej filmów oddających cześć Bogu – dodaje reżyser. – Zakładamy, że jeżeli Stwórca patrzy na nasze dzieło, nie musi zamykać oczu”.
Po premierze filmu znany katolicki dziennikarz Tim Drake wydał książkę „Za kulisami »Belli«”. W rozdziale „Nowe życie” opisuje niezwykłe historie, jakie wydarzyły się po obejrzeniu filmu przez matki planujące aborcję. – Kobiety zmieniały podjęte decyzje, ocalając życie nienarodzonym. Przytacza także historię, która miała miejsce jeszcze przed realizacją filmu. Eduardo Verástegui, chcąc się dobrze przygotować do roli, odwiedził jedną z klinik aborcyjnych. Przed kliniką stała pikieta pro life, która rozmawiała z parą młodych ludzi planujących aborcję. Para znała tylko hiszpański, więc aktor podjął się tłumaczenia rozmowy. A jako gwiazdor został natychmiast rozpoznany. Po długiej rozmowie para zrezygnowała z wizyty w klinice, by sprawę przemyśleć. Jakiś czas później, już po zdjęciach do filmu, do domu aktora zadzwonili ci właśnie młodzi ludzie z informacją, że urodził im się syn. Nazwali go Eduardo. Verástegui nazywa chłopca pierwszym owocem „Belli". Według Drake’a, takich owoców jest już 21.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz