Polskie filmy do kin trafiają rzadko. Do widza jeszcze rzadziej. „Mała Moskwa” wbrew malkontentom ma szansę na jedno i drugie.
Główna Nagroda na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Gdyni dla „Małej Moskwy” Waldemara Krzystka spotkała się z nieprzychylnymi reakcjami części krytyki i środowiska filmowego. Jak to? Czy wypada nagradzać melodramat? Niektórzy ocenili werdykt jako wstyd dla polskiego kina. Jednak prawda jest taka, że ambicje i waga podejmowanych tematów nie zawsze idą w parze z warsztatowymi umiejętnościami realizatorów. Ilu widzów przyciągnęły do kin w ostatnich latach polskie produkcje? Nie licząc oczywiście realizowanych tanio i szybko tzw. komedii romantycznych, które z jakąkolwiek sztuką mało mają wspólnego.
Waldemarowi Krzystkowi zależy na widzu. „Mała Moskwa” jest melodramatem. To gatunek uważany przez wielu za podrzędny, ale warto pamiętać, że wiele melodramatów na stałe weszło do historii kina. Najważniejsze jednak, że „Mała Moskwa” jest filmem zrealizowanym porządnie. O sukcesie zdecydował dopracowany scenariusz, bezbłędna dramaturgia, znakomite wyczucie klimatu gatunku i wysokiej próby aktorstwo. Film bawi i wzrusza, działa na emocje widza. Znajdziemy tu sceny, które wywołują śmiech, łzy i budzą grozę. Z pewnością sama historia o wielkiej namiętności, zdradzie i wybaczeniu nie wyróżniałaby się spośród podobnych produkcji, gdyby nie wiarygodnie oddany kontekst historyczny, w jakim została osadzona. Dla młodego widza jest to już rzeczywistość całkowicie egzotyczna.
Scenariusz zainspirowały wydarzenia, jakie rozegrały się pół wieku temu w Legnicy, owej tytułowej Małej Moskwie. Tam właśnie znajdował się największy w Europie Wschodniej garnizon wojsk radzieckich. Teraz, po latach, do Legnicy przyjeżdża Jura, były pilot Armii Czerwonej. W roku 1968 służył w tamtejszym garnizonie. Chce odwiedzić grób żony znajdujący się na legnickim cmentarzu. Wkrótce dołącza do niego córka. Ma na imię Wiera, tak jak jej matka. Do matki i Polaków czuje niechęć. Dlaczego? O tym dowiadujemy się stopniowo, z retrospekcji. W 1967 roku Jura został skierowany do służby w legnickim garnizonie. Podobnie jak wielu innych przyjechał z żoną. Wiera lubi polską poezję i piosenkę, sama chętnie śpiewa. Szczególnie piosenki Ewy Demarczyk. Wygrywa „konkurs przyjaźni” za wykonanie „Grande Valse Brillante”. W czasie konkursu poznaje Michała, polskiego oficera.
Początkowo dziewczyna walczy z uczuciem, które rodzi się między nimi, ale namiętność okazuje się silniejsza niż poczucie winy i wyrzuty sumienia. Wiera chce odejść od Jury i zostać w Polsce. Ale radziecka armia nie toleruje takiej samowoli. Jura otrzymuje rozkaz natychmiastowego powrotu do Związku Radzieckiego. Doprowadza to do tragedii. Romans Polaka i Rosjanki to główny wątek filmu. W tle rozgrywa się dramat innego żołnierskiego małżeństwa. Są Ormianami i chcą ochrzcić swoje nowo narodzone dziecko. Oczywiście potajemnie, bo inaczej nie można.
Film Waldemara Krzystka po raz pierwszy w polskim kinie od 1989 roku podejmuje temat stosunków między Polakami i Rosjanami w PRL. I to nie na szczeblu wielkiej polityki, ale na poziomie bezpośrednich kontaktów międzyludzkich. Sytuacja Legnicy była specyficzna. Tam Rosjanie zajmowali całe, specjalnie wydzielone dzielnice, gdzie mieszkali zawodowi żołnierze ze swoimi rodzinami. Razem około 30 tys. ludzi z różnych radzieckich republik. Czuli się jak u siebie, zgodnie ze sloganem „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. W mieście działały dwie szkoły radzieckie, sklepy, szpital, kino, kluby, również prokuratura i potężne więzienie w samym centrum miasta... Stąd nazwa „Mała Moskwa”. Krzystek pokazuje, jak naprawdę wyglądała deklarowana oficjalnie przyjaźń polsko-radziecka. Dowództwo sowieckie nie tolerowało prywatnych kontaktów podwładnych z miejscową ludnością. Do połowy lat 50. były one nie tylko zabronione, ale także karane. Mimo to były, a z biegiem lat rozwijały się coraz prężniej. Szczególnie w sferze rynkowej.
Mała Moskwa; reż. Waldemar Krzystek, wyk.: Svetlana Khodchenkova, Lesław Żurek, Polska 2008
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz