- Wybrałem odwrotnie niż papież Jan Paweł II – uważa Jan Kobuszewski. - On chciał być aktorem, a został księdzem, ja chciałem być księdzem, a zostałem aktorem.
Wysoki na twarzy i pociągłego wzrostu – mawiał o Janie Kobuszewskim Aleksander Zelwerowicz. A Agnieszka Osiecka nazywała go chodzącym „znakiem zapytania”. Ten aktor-legenda 27 października w warszawskim Teatrze „Kwadrat” promował swoją książkę „Patrzę w przyszłość (i przeszłość) z uśmiechem i radością”, wydaną przez Wydawnictwo św. Pawła. To nie tylko zapis jego życia i pracy, ale przede wszystkim poruszające wyznanie wiary twórcy niezapomnianych kreacji w słynnym „Wielokropku”, „Kabareciku Olgi Lipińskiej”, czy „Kabarecie Starszych Panów”. – Znajduję się w głupiej sytuacji, zwykle mówię wyuczonym tekstem – żartował, stojąc przed wypełnioną po brzegi widownią.
Nie jestem dewotem
Według Kobuszewskiego, to niedozwolone, żeby aktor pisał tak intymną książkę, obnażał się przed swoimi widzami. A jednak zdecydował się na to z kilku powodów. Ten niecodzienny wywiad przeprowadził z nim nieżyjący już przyjaciel – ojciec Robert Łukaszuk, paulin. Jasna Góra – miejsce, w którym odbyła się rozmowa, też było wyjątkowe. To dla Kobuszewskiego „najświętsze miejsce w Polsce”, do którego pielgrzymował od dzieciństwa. W jasnogórskim sanktuarium w zeszłym roku obchodził jubileusz 50-lecia pracy scenicznej i związku małżeńskiego z aktorką Hanną Zembrzuską-Kobuszewską. Podczas ślubu w kościele św. Anny w Warszawie mówili tak głośno i wyraźnie, że ksiądz, który im błogosławił, powiedział: „Składaliście państwo przysięgę tak, jakbyście byli aktorami”. Dziś mają dwóch wnuków: 16-letniego Janka i 8-letniego Maćka.
Pierwszy raz pojechał na Jasną Górę z grupą pielgrzymów z Saskiej Kępy. Był wtedy ministrantem i niósł sztandar św. Antoniego. „A teraz, po latach, zamieszkałem w celi klasztornej 33” – pisze. Służył do Mszy od 1946 do matury w 1951. Zawsze miał trudności z recytowaniem po łacinie „Confiteor”. Kiedy szedł na operację raka jelita grubego, zdecydował się na spowiedź po 27 latach. Trwała dwie godziny. Dziś powtarza: – Nie jestem dewotem, tylko małym, biednym wierzącym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych