Grzechy i grzeszki językowe księży i świeckich, mówiących o sprawach religijnych, wyliczali uczestnicy zorganizowanego w naszej redakcji spotkania z cyklu: „Rozmowy o języku polskim”.
Świeccy potrafią rozpoznać, kiedy mówi do nich ksiądz – stwierdziła dr Aneta Załazińska ze Szkoły Reto-ryki Uniwersytetu Jagiellońskiego. I... trudno jej było znaleźć jakieś pozytywne strony języka, który sły-szymy z ambon. Ostatecznie przyznała, że duchowni wykazują pewne staranie o język. Łatwiej poszło z wyliczeniem księżowskich grzechów językowych. Zaliczyła do nich używanie języka patetycznego i teologicznego żargonu (np.: „Jałmużna jest wyrazem cnoty teologalnej”). – To buduje dystans pomiędzy tymi, którzy mówią, a tymi, którzy słuchają – zauważyła dr Załazińska. Ale jest i tendencja odwrotna, czyli nieudolne skracanie dystansu, polegające na niesmacznym posługiwaniu się kolokwializmami („Matka Boża była seksbombą”) albo fałszywe lub nieudolne stosowanie tzw. my inkluzywnego. Ksiądz mówi np.: „my nie chodzimy na niedzielną Mszę”, podczas gdy wiadomo, że on akurat na nią chodzi. Ostrze krytyki nie jest więc zwrócone przeciw „nam”, ale przeciw „nim”.
Dzień dobry, panie ksiądz
Ale problemy z mówieniem o sprawach religijnych mają też świeccy. Przewodniczący Komisji Języka Religijnego Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk ks. prof. Wiesław Przyczyna do językowych grzechów wiernych zaliczył naruszanie przez nich etykiety językowej. Szczególnie irytujące dla księży jest zwracanie się do nich per pan (np. „To pan dziś odprawi Mszę?”), pozdrawianie w kościele słowami: „Dzień dobry” albo lekceważącym: „Pochwalony”. – Źle się z tym czujemy – przyznał ks. prof. Przyczyna. Zwrócił także uwagę na rażące posługiwanie się językiem potocznym (np.: słuchacz dzwoniący do katolickiego radia mówi o festiwalu Przystanek Woodstock: „Oni się tam pieprzą!”). Inny problem to ubóstwo językowe, które każe mówić: „Chciałem zapłacić za Mszę” (zamiast: „zamówić Mszę”). Albo: „Potrzebuję świstka do chrztu”.
Po pierwsze: treść
Rychło okazało się jednak, że od formy wypowiedzi kaznodziei ważniejsza jest jej treść. – Jeśli ksiądz wie, o czym mówi, to wszyscy go rozumieją – zauważył aktor Grzegorz Przybył. – Głębi nic nie zastąpi – potwierdził teolog i poeta ks. prof. Jerzy Szymik. Radził przy tym, by dla poprawy swego języka kaznodzieje po prostu więcej czytali. Najlepiej, by była to poezja współczesna, bo ona nauczyła się nazywać treści teologiczne. Inną radę znalazł lekarz, prof. Jan Duława. Odnosi się ona wprawdzie do wykładowcy akademickiego, ale może się także stosować do kaznodziei: „Mówiąc, pamiętaj, że wśród słuchaczy jest przynajmniej jeden mądrzejszy od ciebie”. Ks. prof. Szymik zauważył jeszcze, że odrzucenie kaznodziei nie musi być dezaprobatą dla formy jego przemówienia, ale bywa odrzuceniem głoszonej przez niego treści.
Pan Bóg lubi drugą ligę
Ponadto niewielu mistrzów słowa znaleźć można wśród duchownych, bo też niewielu z nich wywodzi się ze środowisk inteligenckich – zauważył ks. Szymik i cytował Benedykta XVI, który stwierdził, że trzeba być Bogu wdzięcznym za wielkich kaznodziei, ale trzeba się nauczyć pokory słuchania tych mniej wybitnych.
Spotkanie poświęcone językowi religijnemu było drugim z cyklu rozmów o języku polskim, organizowanego przez „Gościa Niedzielnego” i biuro wicemarszałka Senatu Krystyny Bochenek pod patronatem Rady Języka Polskiego przy PAN.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała