Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic... C. K. Norwid
Nadzieja apostołów każdych czasów jest gigantyczną żebraczką. Pod nogami ma zagubiony świat, w ramionach podnosi najbardziej pozbawionych blasku ludzi. Wraz z nimi jest nieskończenie uboga, ale… uśmiecha się do Odkupienia, którego oczekuje od nieba, tak jak my oczekujemy poranka.
Te słowa zapisała Madeleine Delbrel w książce „Radość wiary” (francuski oryginał z 1968 r.; polski przekład Dobromiła Salik, „Wydawnictwo Światło–Życie”, Kraków 2007, s. 18). Żyła w latach 1904–1964, czyli jedynie 60 lat... Drugą połówkę życia (1933–1964) spędziła w Ivry-sur-Seine, podparyskim centrum francuskiego komunizmu. Pracowała tam, w środowiskach materialnej i moralnej nędzy, jako opiekunka społeczna, ramię w ramię z komunistami, z wieloma z nich głęboko się przyjaźniąc. Wokół niej zgromadziła się grupa przyjaciół, żyjących wspólnie Ewangelią. Była osobą duchowo „wiecznie młodą” („Pozo-staniemy zawsze młode. To nasze powołanie!” – mawiała), promieniejąca dobrocią, pokojem serca, zaraźliwą miłością, słowem tym, co najlepsze w duchowości francuskiego katolicyzmu ostatnich stu lat. W 1993 r. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny, który potwierdza „że droga do Boga może prowadzić przez serce świata – nawet jeżeli ten świat nie jest Bogu przyjazny”. Właśnie to ostatnie jest w jej historii najciekawsze, problem wielu z nas: jak iść do Boga przez nieprzyjazne Bogu serce świata? Jaką postawę przyjąć, jaki lek stosować na chorobę jawnej nieprzyjaźni wobec Boga, nieprzyjaźni, która często dotyka rykoszetem swej antyboskiej agresji Jego wyznawców? Jak się zachowywać wobec i w samym środku tego konfliktu? Jak żyć z tym i jak w tym mieć nadzieję? Jak nie hodować w sobie zła? Zaraz będzie odpowiedź Madeleine. Najpierw kilka słów wyjaśnienia i koniecznej aktualizacji tych pytań.
Zabić religię
W pierwszych latach XXI w. w naukach humanistycznych doszedł do głosu pewien typ specyficznego agresywnego ateizmu. Jego tubą są tzw. kulturalne dodatki wpływowych liberalnych periodyków. Mamy do czynienia z „nową jakością” antyteizmu. Jest on znacznie bardziej wojowniczy od XIX-wiecznego pozytywistycznego ateizmu prapradziadka Augusta Comte’a. Naczelna teza nowego, agresywnego ateizmu brzmi: religii trzeba pomóc umrzeć – nie zasługuje ona na litość, bo sama zabija. Jeśli jej nie zabijemy – zabije nas. Tak brzmi w skrócie hasło najsłynniejszych dziś misjonarzy ateistycznej agresji: Christophera Hitchensa (Bóg nie jest wielki. O trucicielskiej sile religii) i Richarda Dawkinsa (Bóg urojony). Ludzkość byłaby szczęśliwsza i przede wszystkim bezpieczniejsza – wiary są głównymi przyczynami wojen, religie stale mordują w imię Boga – gdyby religia została wytępiona. Psychiatrzy i antropologowie zamiast kapłanów i teologów – oto przyszłość ludzkości. Zadaniem niewierzących jest wydobyć ludzkość z bagna potulności i łatwowierności wiar religijnych. Tak można by streścić poglądy „nowego” ateizmu. Można by zbyć to zjawisko wzruszeniem ramion, gdyby nie potężne przełożenie medialne tego typu poglądów. Media skrzydła liberalnego udzielają mu sporo uwagi, nierzadko czyniąc to z nieskrywaną sympatią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego