"Bunt. Sprawa Litwinienki", dokumentalny film Andrieja Niekrasowa, który wszedł właśnie na nasze ekrany, to film wstrząsający, ale wbrew sugestywnej reklamie nie wyjaśnia „całej prawdy” o śmierci byłego podpułkownika rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Nie wyjaśnia, bo po prostu nie może. Prawdę o tym, kto wzbogacił w polon fatalną filiżankę herbaty znają na razie tylko zabójcy i ich zleceniodawcy. Film przedstawia jedną z hipotez dotyczących okoliczności zabójstwa, popartą niezwykłym świadectwem. Świadectwem ofiary, czyli Litwinienki, który na łożu śmierci sam wskazał zabójcę. Miał nim być prezydent Władimir Putin. Film miał swoją premierę w czasie tegorocznego festiwalu w Cannes.
Pionki w grze
W filmie nie znajdziemy żadnych nowych rewelacyjnych faktów czy dowodów na poparcie tej hipotezy. Jest to raczej dokument oparty na emocjach. A że jednocześnie tendencyjny? To już prawo jego autorów. Największą wartością filmu jest pokazanie schizofrenicznej atmosfery, w jakiej działają ludzie pracujący w rosyjskich służbach bezpieczeństwa. Widzom nasuwają się skojarzenia z powieściami Johna Le Carre, gdzie prawda gubi się w gąszczu luster, a bohaterowie okazują się pionkami w grze, której do końca nie rozumieją. I stają się najczęściej ofiarami tej gry. Film ma dwóch bohaterów pozytywnych: Litwinienkę i Borysa Bieriezowskiego. Obaj uciekli z Rosji, nienawidzą Putina i mają po temu powody. Autorzy „Buntu” swojej hipotezy dowodzą logicznie, a życie i śmierć Litwinienki, które poznajemy z relacji osób z jego kręgu, osadzają w kontekście historycznym. Szczególnie podkreślają tu rolę wojny w Czeczenii.
Reżyser nie ukrywa, że film ma być orężem w rękach opozycji. – W Rosji rozpowszechnianie naszego filmu jest utrudnione z przyczyn politycznych. Jest nadzieja, że film będzie pokazywany w ośrodkach opozycyjnych i różnych klubach w przeddzień wyborów w Rosji – mówi Niekrasow. Pytany, czy czuje się zagrożony jako opozycjonista, odpowiada: – Cały czas odczuwamy zagrożenie, spotykamy się z jakimiś dziwnymi przypadkami. Niedawno zniszczono nam dom, ale nie możemy oczywiście udowodnić, że to bezpośrednia działalność władz rosyjskich.
Prawdę ustali historia
Premiera filmu zbiegła się w czasie z polskim wydaniem książki „Śmierć dysydenta. Dlaczego zginął Aleksander Litwinienko?” Alexa Goldfarba i Mariny Litwinienko. Goldfarb był przyjacielem Litwinienki, który pomógł mu wyjechać do Londynu, a Marina jego żoną. Oni również przyjechali do Polski, by wziąć udział w premierze. Ich książka, którą czyta się jak sensacyjny romans, to nie tylko opowieść o życiu i śmierci Litwinienki. Najciekawsze fragmenty dotyczą kulis walki o władzę pomiędzy oligarchami i służbami specjalnymi w epoce Jelcyna, polityki Kremla i mrocznych afer w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Książka i film wzajemnie się uzupełniają. Podobnie jak film, książka o Litwinience jest opowieścią bardzo subiektywną. – Opierałem się na tym, co sam widziałem i słyszałem. Nie roszczę sobie pretensji do bezstronności… Obiektywną prawdę ustali historia – zastrzega Goldfarb.
To ważne zastrzeżenie, bo Aleksander Goldfarb jest dyrektorem wykonawczym Międzynarodowego Funduszu Swobód Obywatelskich, założonego przez Borysa Bieriezowskiego. Były oligarcha, magnat medialny i jeden z architektów wygranych przez Putina wyborów, a teraz najbogatszy rosyjski opozycjonista na emigracji, wyrasta w książce i filmie na postać bez skazy.
Bunt. Sprawa Litwinienki, reż. Andriej Niekrasow, Rosja 2007.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz