Thomas Asbridge, Pierwsza krucjata. Nowe spojrzenie, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2007, stron 392
Książkę Thomasa Asbridge’a Pierwsza krucjata. Nowe spojrzenie czytałem w nieustającym oczekiwaniu, że czymś mnie zaskoczy. Że ukaże mi niedostrzeżony wcześniej aspekt dziejów pierwszej wyprawy zbrojnej do Ziemi Świętej, która – chociażby ze względu na podzielone między impulsywnych książąt dowództwo – nie miała prawa się udać. Nowa pozycja wprowadza jednak niewiele ożywczego powiewu. No chyba że chodzi o wtrącany tu i ówdzie komentarz o tym, że okrucieństwo krzyżowców było mocno osadzone w obyczajowości i realiach epoki, co jednak wie każde dziecko (o ile pilnie się uczyło). Wśród krzyżowców, jak to wśród ogółu ludzi, byli tacy, którym zależało na krzyżu i pielgrzymce, dla innych było to skalkulowane przedsięwzięcie polityczno-gospodarcze, dla jeszcze innych – liczyła się po prostu rozróba. A że w świętej sprawie – tym lepiej. Można zatem powiedzieć, że nic nowego od wieków.
Niezwykłe w pierwszej krucjacie wydaje się natomiast to, że wielu jej uczestników było naprawdę popychanych do czynu wiarą w Chrystusa – aczkolwiek rozumianego „plemiennie”, jako sprzyjającego tylko i wyłącznie jednej nacji. Niektórzy z łacinników, miotanych rzekomo jedynie żądzą majątku, po wypełnieniu ślubów, czyli zdobyciu Jerozolimy, wracało do swoich krajów, często dokonując życia bez sławy, zaszczytów, bez grosza przy duszy. Te powroty były także zaczynem upadku księstewek krzyżowych Outremeru, którym brak ludzi zaczął doskwierać już kilka lat później.
Spojrzenie Asbridge’a wydaje się nienowe, chociaż rzecz została rzetelnie i sprawnie napisana, i dobrze przetłumaczona. Dla tych, którzy niewiele wiedzą – dobre, żeby się dowiedzieć. Dla tych, którzy wiedzą – żeby sobie powtórzyć. Nie należy tylko oczekiwać niczego nowego i niezwykłego, bo w historii wszystko jest niezwykłe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca Radosław Wiśniewski