Pokonałem dwukrotnie przestrzeń Afryki rowerem, konno, pieszo, łodzią. Całe pięć lat. Zdaje się, że były jedynie snem krótkim, snem o dżungli, o pustyni, o wolności. Oto Bóg dopomógł mi dośnić go do końca.
To słowa Kazimierza Nowaka, urzędnika z Poznania, który w latach 1931–1936 odbył pionierską podróż wzdłuż Czarnego Lądu. Rok po powrocie zmarł wycieńczony malarią. Jego zapiski i listy z tego czasu, zebrane przez Łukasza Wierzbickiego w książce Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd, to pasjonujący opis podróży – nie tylko w głąb Afryki, ale i w głąb duszy podróżnika. Trzynaście przemierzonych państw, spotkania z tubylcami, konflikty polityczne, samotne noce w buszu i na pustyni.
Czyta się to jak dobrą przygodową powieść, o tyle cenniejszą, że podyktowało ją poznaniakowi jego własne życie. Ale zapiski Nowaka to więcej niż reportaż. Towarzyszy im wrażliwość religijna i poetycka. Opis nocy spędzonej na pustyni czyta się jak modlitwę: „W noc taką ma się wrażenie, że z Niebios zstąpił Bóg, że jest gdzieś bardzo blisko, a światłość Jego niepojętej Istoty tajemnym blaskiem napełnia pustkowie. Stworzenia Jego (...) poprzez całą faunę i florę, nucą wyczuwalny jedynie przez koczownika hymn przepotężny, którym uwielbić chcą Jego wielkość”. I wyznaje podróżnik: „modliłem się ja i piasek, i głazy”.
Ten ładunek poetyckości i modlitwy urzeka w lekturze krótkich listów Nowaka i wyróżnia je spośród literatury podróżniczej. Nie dziwi więc, że zmarły niedawno mistrz reportażu, Ryszard Kapuściński, był przejęty lekturą jego zapisków. Oto, co o nich napisał: „To zupełnie niezwykła książka ze względu na treść i osobę autora, zasługująca na dużo większą uwagę i oddźwięk. Oby zajęła ona stałe miejsce na listach klasyki polskiego reportażu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca Krzysztof Błażyca