Przestępca, zbrodniarz i seryjny morderca stają się filmowymi bohaterami przełomu XX i XXI wieku. Na ekranie zaciera się różnica między katem a ofiarą, zaś uwagę „twórców” skupia na sobie sam akt zabijania.
Do niedawna zbrodnia była traktowana przez autorów filmów jako punkt wyjścia dla mniej lub bardziej udanych rozważań na temat ludzkiej egzystencji. Interesowały ich raczej jej przyczyny i konsekwencje. Wydaje się, że we współczesnym kinie role się odwróciły. Głównym bohaterem jest przestępca. To on przyciąga uwagę czytelników prasy popularnej i telewizyjnych newsów. Staje się bohaterem sprzedawanych w milionowych nakładach powieści i filmowych hitów. Obiektem swoistej fascynacji i zainteresowania czytelników czy widzów, podsycanego przez zdominowane presją oglądalności i zysku media.
W telewizjach, publicznej i komercyjnej, filmy i seriale sensacyjno-kryminalne dominują w wieczornej ramówce. W większości z nich podział na dobro i zło jest wyraźnie zaznaczony. W filmach coraz rzadziej, zgodnie z tendencją panującą w kinie współczesnym. Bo tam można sobie pozwolić na więcej. Wydaje się, że nawet na wszystko, bez żadnych konsekwencji dla producenta i dystrybutora. Dyskusja o wpływie, jaki obrazy przemocy w telewizji wywierają na psychikę dzieci, toczy się nieustannie. O tym, jaki mają wpływ na psychikę dorosłego widza w kinie – jakby mniej, i to najczęściej z okazji spektakularnych wydarzeń filmowych. Jak w przypadku „Urodzonych morderców” Oliviera Stone’a. Filmu, który ujawnił niebezpieczeństwo, jakie niesie odbiór podobnych obrazów w sposób dosłowny.
„Piękno” zła
„Urodzeni mordercy” to okrutna, ale krytyczna wizja świata, pozbawionego wszelkich wartości i zasad moralnych, świata, w którym rządzi przemoc i gwałt. Ten film, pokazujący, jaki udział mają w tym media, został odebrany przez wielu widzów jako gloryfikujący zło. Odczytano go w sposób bezpośredni. I tylko taki. Jego przesłanie nie trafiło do niewyrobionego i emocjonalnie niedojrzałego widza, na którym największe wrażenie zrobiły estetyzujące, pokazywane w zwolnionym tempie, sceny zbrodni. A przecież widownię zapełniają przede wszystkim ludzie młodzi, traktujący kino wyłącznie jako rozrywkę. Kiedyś widz po wyjściu z kina utożsamiał się z szeryfem Kane’em z westernu „W samo południe”, teraz z parą morderców z filmu Stone’a.
Film ten stał się pretekstem do dyskusji na temat odpowiedzialności twórcy wobec odbiorcy, niewiele to jednak zmieniło. Powstaje coraz więcej filmów, często świadomie rozmazujących granicę między dobrem a złem, prezentujących amorficzną wizję świata. Świata, w którym nie ma już bohatera pozytywnego. Jest tylko zły, gorszy i najgorszy, parafrazując tytuł słynnego westernu Sergio Leone.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz