Piłowanie Hannibalem

Przestępca, zbrodniarz i seryjny morderca stają się filmowymi bohaterami przełomu XX i XXI wieku. Na ekranie zaciera się różnica między katem a ofiarą, zaś uwagę „twórców” skupia na sobie sam akt zabijania.

Edward Kabiesz

|

25.01.2007 12:55 GN 04/2007

dodane 25.01.2007 12:55

Do niedawna zbrodnia była traktowana przez autorów filmów jako punkt wyjścia dla mniej lub bardziej udanych rozważań na temat ludzkiej egzystencji. Interesowały ich raczej jej przyczyny i konsekwencje. Wydaje się, że we współczesnym kinie role się odwróciły. Głównym bohaterem jest przestępca. To on przyciąga uwagę czytelników prasy popularnej i telewizyjnych newsów. Staje się bohaterem sprzedawanych w milionowych nakładach powieści i filmowych hitów. Obiektem swoistej fascynacji i zainteresowania czytelników czy widzów, podsycanego przez zdominowane presją oglądalności i zysku media.

W telewizjach, publicznej i komercyjnej, filmy i seriale sensacyjno-kryminalne dominują w wieczornej ramówce. W większości z nich podział na dobro i zło jest wyraźnie zaznaczony. W filmach coraz rzadziej, zgodnie z tendencją panującą w kinie współczesnym. Bo tam można sobie pozwolić na więcej. Wydaje się, że nawet na wszystko, bez żadnych konsekwencji dla producenta i dystrybutora. Dyskusja o wpływie, jaki obrazy przemocy w telewizji wywierają na psychikę dzieci, toczy się nieustannie. O tym, jaki mają wpływ na psychikę dorosłego widza w kinie – jakby mniej, i to najczęściej z okazji spektakularnych wydarzeń filmowych. Jak w przypadku „Urodzonych morderców” Oliviera Stone’a. Filmu, który ujawnił niebezpieczeństwo, jakie niesie odbiór podobnych obrazów w sposób dosłowny.

„Piękno” zła
„Urodzeni mordercy” to okrutna, ale krytyczna wizja świata, pozbawionego wszelkich wartości i zasad moralnych, świata, w którym rządzi przemoc i gwałt. Ten film, pokazujący, jaki udział mają w tym media, został odebrany przez wielu widzów jako gloryfikujący zło. Odczytano go w sposób bezpośredni. I tylko taki. Jego przesłanie nie trafiło do niewyrobionego i emocjonalnie niedojrzałego widza, na którym największe wrażenie zrobiły estetyzujące, pokazywane w zwolnionym tempie, sceny zbrodni. A przecież widownię zapełniają przede wszystkim ludzie młodzi, traktujący kino wyłącznie jako rozrywkę. Kiedyś widz po wyjściu z kina utożsamiał się z szeryfem Kane’em z westernu „W samo południe”, teraz z parą morderców z filmu Stone’a.

Film ten stał się pretekstem do dyskusji na temat odpowiedzialności twórcy wobec odbiorcy, niewiele to jednak zmieniło. Powstaje coraz więcej filmów, często świadomie rozmazujących granicę między dobrem a złem, prezentujących amorficzną wizję świata. Świata, w którym nie ma już bohatera pozytywnego. Jest tylko zły, gorszy i najgorszy, parafrazując tytuł słynnego westernu Sergio Leone.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Edward Kabiesz