Czy to możliwe, by publiczność opolskiego festiwalu nie wypuszczała artysty ze sceny, nucąc jednym głosem odkurzony wiersz Adama Mickiewicza? Tak. Pod warunkiem, że śpiewał go Grechuta.
W piątek mknęliśmy przez serpentyny dróg Bośni i Hercegowiny. Przez samochodowe głośniki sączyły się piosenki z pierwszej płyty Marka Grechuty. – Ta muza się nie zestarzała – zachwycaliśmy się. – A ile z tych piosenek stało się hitami! Znajdź mi drugą taką płytę – podniecał się Jacek. Sam kilka dni wcześniej grał przy ognisku piosenkę „Dni, których nie znamy”. Trzy dni później dowiedzieliśmy się, że Grechuta zmarł. Piotr Skrzynecki powiedział o nim: „To najgenialniejszy polski artysta”. I jak to zwykle bywało, miał rację.
Iskra przeskoczyła
Czterdzieści lat temu Marek, młodziutki student architektury na Politechnice Krakowskiej, spotkał starszego o trzy lata Jana Kantego Pawluśkiewicza. Zaczęli rozmawiać. Po chwili przeskoczyła iskra. W ich rozmowach nieustannie przewijały się dwa słowa: poezja i muzyka. W grudniu 1966 roku powstał zespół Anawa. Nazwa pochodziła od francuskiego zwrotu „en avant”, co znaczy „naprzód”.
W skład grupy weszli: Grechuta, Pawluśkiewicz, Anna Wójtowicz, Tadeusz Kożuch, Jacek Ostaszewski i Tadeusz Dziedzic. Czy młodzi studenci zdawali sobie sprawę, że powstaje najbardziej niezwykły zespół w Polsce? Że jego piosenki nie zestarzeją się nawet po kilkudziesięciu latach? Że tłumnie zgromadzona publiczność opolskiego festiwalu nie będzie chciała puścić ich ze sceny?
Pierwsza płyta powaliła na kolana krytykę i publiczność. Wymarzony debiut. W listopadzie 1967 roku Grechuta podbił serca publiczności, zdobywając pierwsze nagrody na Festiwalu Piosenki Studenckiej: Grand Prix dla zespołu Anawa i drugie miejsce indywidualne za wykonanie „Niepewności” i „Tanga Anawa”. W 1971 roku w Opolu otrzymał główną nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki za piosenkę „Korowód”.
„Wesele”, „Będziesz moją panią”, „Niepewność” podbiły serca Polaków i na stałe weszły do kanonu polskiej piosenki. Anawa zaskakiwała bogatymi, nieprzewidywalnymi kompozycjami, pełnymi nieoczekiwanych zwrotów melodycznych. Grechuta zrobił dla polskiej poezji więcej niż opasłe tomy rodzimej antologii. Wyśpiewał Przybosia, Mickiewicza, Wyspiańskiego, Moczulskiego, Kubiaka, Leśmiana, Śliwiaka, a nawet Witkacego. To dzięki albumowi „Magia obłoków” wielu ludzi nad Wisłą poznało świeżą i zaskakującą poezję Nowej Fali: Krynickiego i Lipskiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz