To niewątpliwie książka z tezą: daje to, co zapowiada. A to i dobrze, i źle. Mocne postawienie problemu przerysowuje nieco charakter bohaterów – poza nielicznymi wyjątkami określa ich owa „słuszna sprawa”, wokół której obraca się cała intryga; to, czy są za, czy przeciw.
Przeczuwamy, co czeka nas wraz z odwróceniem ostatniej strony i czy będzie to historia z happy endem. Ale choć pomyślność i dramat bohaterów rysują się cokolwiek papierowo, są to (na szczęście?) w 90 procentach skruszeni grzesznicy, co cieniuje pozornie czarno-biały schemat.
Pewne amerykanizmy występujące w Dziecku pokuty mogą być dla polskiego czytelnika niejasne (jak system tamtejszych szkół i uczelni, tj. specyfika tych chrześcijańskich i niechrześcijańskich). Mogą wprowadzać niezamierzony efekt komiczny – trudno wyobrazić sobie Magdę Kowalską czy Janka Nowaka, którzy na kartach polskiej powieści w krytycznej chwili ślą w niebo półstronicowe modlitwy.
Nie o sam fakt modlitwy czy poruszania problematyki wiary w Boga oczywiście chodzi, a o pewien styl. Znany choćby z amerykańskich filmów, gdzie dylematy bohaterów mogą być nam bliskie, lecz sposób ich wyrażania – niekoniecznie.
Jednak „Dziecko pokuty” nie nuży. Finał przynosi prawdę życiową, w podwójnym sensie. To znaczy prawdę banalną, którą nieraz już serwowało nam codzienne doświadczenie. Jednocześnie prawdę głęboką, dotyczącą życia właśnie: przed i po urodzeniu, przed i po śmierci. Oto wiara w Boga, zażyłość z Nim nie sprawiają, że zło nie ma przystępu do człowieka. „Uwierz, a nic złego cię nie spotka” – nic bardziej błędnego. To nie ciemność wabi nocne motyle – to światłość je przyciąga. Ale to nie ciemność zwycięża ostatecznie – lecz światło.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca kms