Od dawna żadna płyta nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia. Powstanie Warszawskie kapeli Lao Che to album tak gęsty od emocji, że niektórych utworów nie byłem w stanie wysłuchać do końca.
To rewolucja w polskim rocku. Słysząc, że kapela zamierza napisać muzyczny komentarz do dni walczącej stolicy, wielu pukało się w czoło: porywają się z motyką na słońce. A jednak... Efekt jest zdumiewający. Wyszła płytka-majstersztyk. Rockowe słuchowisko, pełne żaru, odniesień do wierszy Kolumbów, odgłosów ogarniętej wojną stolicy i archiwalnych komunikatów. A to wszystko przy rewelacyjnych, wpadających w ucho melodiach i wersach kultowych punkowych kapel.
– Powstanie jest dla nas okresem historycznym przesyconym romantyzmem. Postanowiliśmy napisać płytę o tym czasie. Bestialstwo kontra uniesienie młodzieńczej odwagi, przyjaźni, współistnienia w warunkach tak dalece ekstremalnych, że niemożliwych do pełnego odczucia przez nas, ludzi teraźniejszości. Jedyne, co możemy, to iść drogą wyobraźni. Chcielibyśmy, by słuchacze poczuli choć namiastkę tamtych emocji – opowiadają muzycy.
Udało się. Poczuli. Niesamowicie brzmią echa krzyków w kanałach i opowieść o siedzącej za Wisłą „czerwonej zarazie”. Myślę, ze Lao Che „niechcący” zrobiło dla młodych więcej niż grube tomy historycznych podręczników.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Muzyka - poleca Marcin Jakimowicz