Pierwsza dla dzieciz klas I–III. Drugą warto przeczytać przed gimnazjum. Jedna i druga o wojnie i o tym, jak można kochać Polskę, nie wymawiając nawet jej imienia. Pierwsze książki o patriotyzmie, które najmłodsi czytają z wypiekami na twarzy!
"Motkowi” – podobnie jak setkom tysięcy innych dzieci – wojna odebrała beztroskie dzieciństwo. Gdy Niemcy wkraczali do Polski, miał 11 lat. Był zuchem, jak wielu dzisiejszych jego rówieśników. To im i ich młodszemu rodzeństwu opowiada o życiu kanałowych szczurów, kolegów z 227. Plutonu Harcerskiego, którzy z racji młodego wieku, a więc także niskiego wzrostu, nadawali się idealnie, by siecią kanałów przenosić meldunki, rozkazy. Musieli brodzić w gęstej mazi nieczystości, pochyleni, choć błocko chlupotało im w butach, a ubrania przyklejały się do ciał.
Bez żadnej bujdy
Henio Kończykowski w 1939 roku miał 15 lat. To dlatego gdy mówi o malowaniu na murach, jego opowieść brzmi tak prawdziwie. „Dzisiaj też maluje się na murach, ale teraz nie grozi za to kara śmierci” – mówi akowiec, który dziś ma 82 lata, a wówczas, w okupowanej Warszawie, przeprowadzał akcje małego sabotażu, do których należało zostawianie znaku Polski Walczącej na ścianach budynków. Gdy mówi o tym, jak na ul. Marszałkowskiej, gdzie co krok węszył niemiecki patrol, niósł z kolegą szafę, w środku której trzeci z nich przez wycięty otwór malował „P” z kotwicą, czuje się powagę chwili. Ale też chciałoby się, jak oni…
W tym właśnie tkwi sekret dwóch książeczek o wojnie dla najmłodszych. Są oparte na faktach, bez żadnej bujdy. Pierwsza, oparta na przeżyciach Tymoteusza Duchowskiego, druga na podstawie wspomnień Henryka Kończykowskiego.
– Starałem się nie kokietować, ale też nie epatować cierpieniem – mówi Szymon Sławiński, wydawca telewizyjny i dziennikarz, autor książki o „Motku” i jego kolegach z 227. Plutonu Harcerskiego.
Jednym z pomysłodawców książeczek było Muzeum Powstania Warszawskiego.
– Mamy tu salę Małego Powstańca. W tym miejscu dzieci nie bawią się w wojnę. Nie mamy plastikowych karabinów i hełmów. Tu opowiadamy dzieciom, że wojna jest czymś strasznym, ale ich dziadkowie w takich okolicznościach dali niezwykłe świadectwo, że mogą być z nich dumni. Dzieci mogą wspólnie budować barykadę z worków, stemplować kartki, bawić się w pocztę polową, a nawet przejść repliką kanału – mówi Dariusz Gawin, wicedyrektor Muzeum.
Pierwszym recenzentem Sławińskiego była żona, specjalista od nauczania początkowego. Może dlatego książkę nawet najmłodsi przeczytają jednym tchem. Dwóch trzecioklasistów, którzy czytali maszynopis „Małego Powstańca”, żałowało, że książka jest taka krótka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb