Jak refren powraca przejmujący psalm: nad wodami Babilonu, siedzieliśmy i płakali. Pełna oddechu, krótkich przebłysków stonowana muzyka Lament for Jerusalem Johna Tavenera to pełna bólu medytacja nad świętymi tekstami judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Tygiel Ziemi Świętej.
Lament przypomina do złudzenia przepiękne hymny estońskiego kompozytora Arvo Pärta. Nic dziwnego. Obaj, mieszkający na Zachodzie, zakorzenieni w liturgii prawosławnej kompozytorzy są od lat zafascynowani duchowością chrześcijańskiego Wschodu.
Lwia część ich kompozycji to utwory sakralne, mocno osadzone w Biblii. Sam John Tavener jest postacią niezwykle ciekawą. Prawosławny kompozytor w zlaicyzowanej Anglii? Urodził się w 1944 roku. Po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę w 1968 r. premierą oratorium The Whale. Dzieło to zainteresowało zespół The Beatles, dzięki czemu ukazało się na płycie, wydanej przez ich wytwórnię Apple.
Nawrócenie na prawosławie w 1977 r. zmieniło muzyczną optykę Tavenera. – Jestem przekonany, że wschodnie tradycje zachowały pierwotną siłę, którą utracił Zachód – zaczął opowiadać kompozytor, uhonorowany w Anglii tytułem szlacheckim. „Lament for Jerusalem na sopran, kontratenor, chór mieszany i orkiestrę” napisał w 2002 roku. Na płycie wykonuje go Choir of London, którym dyryguje Jeremy Summerly.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz