„Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...” C. K. Norwid Jan Paweł II i kardynał Ratzinger o „Fauście” Goethego
Niezwykła to historia… Oto dwóch papieży (zgoda, jeden z nich w danym momencie nie jest jeszcze papieżem) interpretuje pewien szczególny fragment „Fausta” Johanna Wolfganga Goethego. Ale jednak interpretacje są różne, kąty widzenia inne. I mówi to wszystko coś o arcyludzkim prawie do różnych spojrzeń, o trudzie docierania do prawdy, o pokorze wobec własnych opinii...
A rzecz dotyczy słynnej autodeklaracji Mefistofelesa z pierwszej części „Fausta”, diabła Mefistofelesa, który tak przedstawia się Faustowi:
Ein Teil von jener Kraft,
Die stets das Boese will, und
stets das Gute schaft
co Emil Zegadłowicz przełożył jako:
Ja jestem częścią owej siły,
której władza
pragnie zło zawsze czynić,
a dobro sprowadza.
I oto w „Pamięci i tożsamości” (2005 rok) Jana Pawła II fragment ów doczekał się takiej interpretacji, cytuję dłuższy fragment. Papież mówi tu o panowaniu komunistów w wielkiej części Europy po jałtańskiej konferencji w 1945 roku i komentuje rzecz „Faustem”: „Można było myśleć, że i to zło było w jakimś sensie potrzebne światu i człowiekowi. Zdarza się bowiem, że w konkretnym realistycznym układzie ludzkiego bytowania zło w jakimś sensie jawi się jako potrzebne – jest potrzebne o tyle, o ile daje okazję do dobra. Czy Johann Wolfgang von Goethe nie powiedział o diable: ein Teil von jener Kraft, die stets das Boese will und stets das Gute schaft – »jestem częścią tej siły, która pragnie zła, a czyni dobro«. Św. Paweł na swój sposób wzywa: »Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj« (Rz 12,21). Ostatecznie, zastanawiając się nad złem, dochodzimy do uznania większego dobra”.
Jest to interpretacja optymistyczna: zło nie zdoła wyjść poza ustalony przez Boga porządek, ani też nie zdoła ono „uwolnić się” od dobra całkowicie.
A teraz interpretacja Jose- pha Ratzingera z roku 2003 (z książki pt. „Wiara – prawda – tolerancja”). Odwołując się do Romano Guardiniego, pisze kardynał, dwa lata później już papież: „Zło nie jest – jak uważał Hegel oraz jak chciał to ukazać Goethe w Fauście – jedną stroną całości, której potrzebujemy, lecz zniszczeniem bytu. Zła nie można przedstawiać słowami, jakimi Mefistofeles przemawiał do Fausta: Jestem częścią owej mocy, która ciągle pragnie złego, a ciągle czyni dobro. W takim razie dobro potrzebuje zła, a zło nie byłoby naprawdę złem, lecz właśnie niezbędną częścią dialektyki świata. Tego rodzaju filozofia usprawiedliwiła hekatomby ofiar komunizmu, oparte na dialektyce Hegla, którą z kolei Marks przekształcił w praktykę polityczną. Nie, zło nie jest częścią »dialektyki« bytu, lecz atakuje go u samych jego korzeni. Bóg, który jest jednością w trzech osobach i właśnie w swej różności stanowi najwyższą jedność, jest samym Światłem i samą Dobrocią (por. Jk 1,17)”.
Jest to interpretacja krytyczna: ze złem nie wolno w żaden sposób igrać i w żaden sposób nie wolno akceptować jego niszczącej mocy. Jako czysta negacja bytu – zło zasługuje jedynie i zawsze na negację.
Kto wie, może ma rację Miłosz, kiedy pisze, że nasi najwybitniejsi, Norwid i Wojtyła, są ostatecznie „złotopszczeli”, to znaczy jakoś specyficznie, po słowiańsku, uodpornieni na „rozpaczliwość” konfliktu dobra ze złem i na rykoszety tych zmagań? Dodam: widzący bardzo, bardzo daleko, znacznie dalej niż sięga ból i zło? Może rzeczywiście bawarskość – szerzej zachodnioeuropejskość – Ratzingera nadaje szczególnej ostrości jego widzeniu świata i owych fundamentalnych zmagań dobra ze złem? Może rację mają obaj (Jan Paweł II i Ratzinger), bo Faust, jak na arcydzieło przystało, wymyka się jednoznacznej interpretacji? W każdym razie przenikliwość i siła refleksji każdego z nich idą w różne strony… Spotykają się, zapewne, owe wizje, w swej ostatecznej głębi: w odrzuceniu zła, w wyborze dobra. Ale drogi do celu są jednak inne. Co jest, przyznajmy, niezwykle interesujące i pokazuje, z jak różnych ludzi buduje Bóg swój Kościół – na wszystkich piętrach, także na piętrze najwyższym.
Ale też widać – na tym przykładzie – jak płodna może być literatura w swej niejednoznaczności, jak wielki może z niej wynikać pożytek dla religii i teologii, jak potężną może być ona (poezja) pożywką dla myślenia o kwestiach najważniejszych...
Czym Faust dla Papieży, tym wiersze dla nas. Prawda?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego