Dostałam kiedyś anonimowego SMS–a: „Masz supergłos i prawdziwy talent, ale nie śpiewaj muzyki chrześcijańskiej!” – opowiada Marta Florek.
Gdy miała pięć lat, postanowiła, że zostanie piosenkarką. Rok później zdobyła pierwsze wyróżnienie. Teraz ma 18 lat, a na koncie tyle nagród, że trudno wszystkie wymienić w jednym artykule. Niedawno została uznana za wokalistkę roku muzyki chrześcijańskiej. Wyboru dokonali słuchacze chrześcijańskich rozgłośni radiowych – w tej rywalizacji Marta wygrała z Violą Brzezińską i Magdą Anioł.
Czy ona musi tak głośno?
Marta Florek pochodzi z Limanowej. Wychowała się w katolickiej rodzinie, w której ważne miejsce zajmowała muzyka. Mama chodziła do szkoły muzycznej i śpiewała w scholi kościelnej, tata jest samoukiem, gra na akordeonie. – Ma niesamowite poczucie rytmu, myślę, że odziedziczyłam je po nim – mówi piosenkarka.
Trzy lata temu Marta zamieszkała w Krakowie. Uczy się w katolickim Centrum Edukacyjnym – w tym roku będzie zdawać maturę. Jest też słuchaczką Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Ma tam m.in. zajęcia z emisji głosu i interpretacji piosenki. – Na początku zachłysnęłam się Krakowem – opowiada. – Ale kiedy przyzwyczaiłam się do tego miejsca, uświadomiłam sobie, że gdzieś tam został mój dom i góry, które nadal kocham. Smutna jest dla mnie świadomość, że już raczej nigdy tam nie wrócę na stałe, bo trudno jest pogodzić zawód muzyka i mieszkanie w małym miasteczku.
Dawniej jeździła do domu co tydzień, na weekend. Ale teraz jest to trudniejsze, bo w weekendy zwykle są koncerty. Odwiedza więc Limanową raz w miesiącu. – Kiedy tam przyjeżdżam, robię trzy najważniejsze rzeczy: śpiewam, śpiewam i śpiewam. Mamy własny dom, dlatego nie muszę przejmować się sąsiadami. Czasem tylko mój brat się irytuje: czy ona musi tak głośno? – śmieje się Marta. – Oprócz tego bardzo dużo śpię, bo odsypiam cały tydzień. I prowadzę długie rozmowy z najbliższymi…
Warsztat to nie wszystko
Niedawno Marta Florek wyśpiewała pierwsze miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Litewskiej „Palanga 2005”. – Śpiewanie po litewsku nie jest łatwe. Na szczęście w przygotowaniu pomogły mi znajome Litwinki. Podobno bardzo dobrze nauczyłam się tekstu – śmieje się Marta. – A śpiewałam oczywiście o miłości…
Najważniejszym występem w życiu Marty był koncert w Rzeszowie, poświęcony Ojcu Świętemu, na który została zaproszona przez Jana Budziaszka. – Śpiewałam dla 30 tys. ludzi. Panowała niesamowita atmosfera, pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego. Stanęłam przed tym tłumem i zaśpiewałam modlitwę do Anioła Stróża. Tę, której uczą się dzieci. Było to wielkie przeżycie duchowe i emocjonalne, połączone z satysfakcją, że wystąpiłam obok takich wykonawców jak Pospieszalscy, Joachim Mencel, Mate.o czy Viola Brzezińska. Byłam tam najmłodsza.
Mimo młodego wieku Marta jest już rozpoznawana. A wszystko dzięki piosence „Mam to w sobie”. Utwór został wydany na singlu i był odtwarzany w wielu stacjach radiowych. – Dla mnie to wielka zagadka, dlaczego akurat ta piosenka została dostrzeżona. To bardzo banalny utwór z prostym tekstem i melodią, prostą konstrukcją – mówi. – Oczywiście dla dziewczyny, która ma 16–17 lat, to jest fajna przygoda: napisać coś, zaśpiewać to i nagrać. Miło mi, gdy słyszę, że ktoś mnie kojarzy z tą piosenką. Ale tak naprawdę nie to się liczy. I nawet nie warsztat i technika śpiewania są najważniejsze. Potrzebna jest jeszcze osobowość. Żeby być dobrym wokalistą, trzeba najpierw być mądrym człowiekiem, wiedzieć, co się robi na scenie i kim się jest. Wydaje mi się, że najpierw muszę uporządkować swoje życie – chodzi mi głównie o wykształcenie. Na razie wszystko robię z doskoku: mam dwie szkoły, jestem w klasie maturalnej i trudno mi to połączyć. Po maturze chciałabym studiować w Akademii Muzycznej w Katowicach, a potem zająć się muzyką w sposób profesjonalny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski