Niedawna kampania wyborcza do parlamentu unaoczniła w sposób niemal namacalny, jak często media przestały być środkiem przekazu opisującym rzeczywistość, a stały się współkreatorem tejże rzeczywistości.
Media usiłują kształtować nasze poglądy polityczne, gusty estetyczne, starają się również namolnie wpływać na kształt naszego języka. Niepostrzeżenie łykamy to wszystko niczym gęś, nie domyślając się nawet, że uczestniczymy raczej w przedstawieniu teatralnym niż w poznawaniu otaczającej nas rzeczywistości. „Przeniesienie żelaznych reguł rozrywkowej produkcji telewizyjnej do klasycznych wiadomości rodzi konsekwencje, których znaczenia nie do końca jeszcze sobie uświadamiamy. (…)
Coraz lepsza grafika, sugestywna muzyka w tle, materiały rejestrowane ukrytą kamerą, dziennikarze bezpośrednio uczestniczący w wydarzeniach… wszystko to sprawia, że coś, co formalnie rzecz biorąc jest programem informacyjnym, faktycznie staje się rodzajem reality show. Znika dystans, dominują emocje, widz wciągany jest w samo centrum wydarzeń. (…)Ładowanie widza taką dawką emocji musi się kończyć uzależnieniem. Ma on teraz prawo za każdym razem oczekiwać czegoś nadzwyczajnego. Wydawca zamienia się więc w demiurga informacji. Gdy dramatów i skandali nie staje, musi je kreować” – pisze w swej najnowszej książceJad medialny nasz redakcyjny kolega Piotr Legutko.
Zawarte w książce szkice, publikowane wcześniej m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Nowym Państwie” i „Gościu Niedzielnym”, nie są przy tym przykładem bezpłodnego biadania nad upadkiem medialnych obyczajów. Autor próbuje w sposób błyskotliwy analizować przejawy uzależniającej widza i czytelnika teatralizacji mediów oraz znaleźć lek na te medialne jady. Czytelnik słabo obeznany z nowymi regułami mediów może być nieco zaszokowany, że przenikają one do świadomości niczym tabletki ze starej reklamy, które „przeczyszczały, nie przerywając snu”. Nie tylko filmy reklamowe czy programy informacyjne, lecz także przedstawienia kabaretowe, relacje sportowe, piosenki, mogą być narzędziem owych nowych reguł medialnych.
Autor sądzi, że uświadomienie tego czytelnikowi pozwoli nabrać mu dystansu do treści płynących z łamów prasy czy fal eteru. Lekiem może być także… interes własny nadawców. „Gdzie szukać nadziei? Raczej nie w obudzeniu misyjnego ducha mediów. (…) Nadzieja… w pieniądzu, który rządzi rynkiem mediów, a ściślej w tych, którzy te pieniądze wydają, czyli w nas samych. Jaskółką tej nadziei jest bezsporny fakt, że reklamodawcy zaczynają uciekać od programów epatujących złem i przemocą”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogdan Gancarz