Coraz częściej myślę, że istotą kryzysu, w jakim tkwi świat, a wraz z nim Kościół, jest brak Jana Chrzciciela.
J 1, 29-34
Jan zobaczył podchodzącego ku niemu Jezusa i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: „Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».
Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego na Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
On potrafił wskazać na Chrystusa i określić właściwie Jego tożsamość: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata… Przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi. On jest Synem Bożym!”. Przyszło nam żyć w krainie ślepców, w której nikt Go już nie dostrzega i nie adoruje. I do tego stanu powoli się przyzwyczajamy. Odkąd przyszła moda na picie kawy bez kofeiny, mleka bez mleka i czekolady bez cukru, nietrudno wyobrazić sobie chrześcijaństwo bez Chrystusa. Coraz trudniej usłyszeć o Nim w konferencjach i kazaniach, coraz rzadziej pada Jego imię w oficjalnych kościelnych dokumentach, w komitetach zarządzających naszymi strukturami zasiadają ludzie nieznający Go albo zadeklarowani „nosiciele pustki po Nim”. Gremia synodalne zajmują się reformowaniem religii i władzy w Kościele z pominięciem Jego dzieła zbawienia. Z ankiet synodalnych wydobywa się krzyk: chcemy poprawności politycznej, równości, zaradzenia dwustu latom zapóźnienia Kościoła w stosunku do świata. Nikt nie woła: Chrystus wodzem, Chrystus królem!
Joseph Weiler powiada, że świat zachodni zachorował na chrystofobię. Runęły na naszych oczach wielkie dyktatury czyniące z Ukrzyżowanego osobistego wroga ustroju, tymczasem niechęć czy wręcz awersja do Syna Bożego wciąż ma się dobrze. My, teologowie, dyskutujemy o wyższości chrystocentryzmu nad antropocentryzmem, albo odwrotnie. A z tego nie przybywa par kolan zgiętych przed Najświętszym Sakramentem ani ludzi przepowiadających kerygmat. W wielu gremiach oddających się dialogowaniu ze światem słowo „Chrystus”, „Pan” i „Zbawiciel” jest sprytnie ukrywane pod stertą synonimów bądź określeń bezpiecznych dla powodzenia spotkania. Skąd wzięła się ta fobia? Najpierw Luter odseparował Chrystusa od struktur kościelnych, potem oświecenie narzuciło wizję Boga bez Syna, obojętnego, nie interesującego się losem człowieka. Następnie przyszli marksiści i usunęli Boga, a w Jego miejsce wstawili człowieka. W końcu postnowoczesność pogardziła samym człowiekiem, niemającym ani podstaw, ani celu. Beznadziejny egocentryzm stał się nowym duchowym klimatem świata zachodniego. Ale model życia bez Chrystusa nie sprawdza się w praktyce. Zbyt wielu ludzi żyje w dobrobycie bez radości. „Mogę spokojnie odrzucić chrześcijańskie rozwiązanie problemu życia: zbawienie, zmartwychwstanie, sąd, piekło, niebo – mówił Ludwig Wittgenstein – lecz tym samym nie rozwiąże się problem mojego życia, ponieważ ja nie czuję się ani dobry, ani szczęśliwy. Potrzebuję odkupienia, bo inaczej jestem przegrany”. Sekret Chrystusa to coś bardzo prostego: „Pomóż mi, Panie!”.
„Trzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Oto sekret chrześcijańskiego przesłania wyrażony krótko przez Jana Chrzciciela. Kiedy ludzkie ego się kurczy, jego miejsce zajmuje boskość. Nie jest możliwe, by dwie rzeczy zajmowały jednocześnie tę samą przestrzeń. Umniejszać się to znaczy mniej zajmować się sobą. Im więcej miejsca zajmuje w duszy Chrystus, tym mniej obciąża ją ludzkie „ja”. Janie Chrzcicielu, wróć! •
Przeczytaj Czytania na każdy dzień
ks. Robert Skrzypczak