W latach 1981–1988 działało w Polsce około 500 nielegalnych oficyn,w których wydawano łącznie 1700 tytułów czasopism oraz 3130 tytułów książeki broszur. To z nich Polacy dowiadywali się o zbrodni katyńskiej, sowieckich łagrach, o Październiku ’56, Marcu ’68,czy Grudniu ’70.
Wydrukowanie skro-mnej, liczącej za-ledwie 26 stron, broszurki z poezją czeskiego noblisty zajęło naszej koleżance kilka tygodni. Przy zaciemnionych oknach,w dusznym pokoju na poddaszu, wdychała co wieczór gryzącą woń denaturatu i innych obrzydliwych trucizn. Kiedy wreszcie tomik się ukazał, Dasza musiała pójść do szpitala. Wkrótce potem nadeszła wiadomość o jej śmierci... Wydany ponad dwadzieścia lat temu, nakładem nielegalnej oficyny krakowskiej – Biblioteki Miesięcznika Małopolskiego, wybór wierszy Jaroslava Seiferta nosi tytuł „Tylko tyle”.
Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy prowadzona w skrajnych warunkach praca przy „druku ręcznym sitowym”, jak głosi adnotacja wewnątrz wspomnianej książki, może być bezpośrednim zagrożeniem dla ludzkiego życia. Nie zmienia to jednak faktu, że setki, ba, tysiące ludzi w całej Polsce przez wiele lat w różny sposób narażały swoje zdrowie, a niekiedy i życie, z powodu tzw. bibuły. Jeżeli więc dzisiaj, w obliczu zbliżającego się jubileuszu ćwierćwiecza „Solidarności”, chcemy lepiej zrozumieć historyczny sukces tego wielkiego ruchu społecznego, nie wolno nam zapominać o niezwykłym fenomenie, jakim był drugi obieg wydawniczy.
Długa kariera „bibuły”
Jej początków w Polsce zwykło się z reguły upatrywać w powstaniu antykomunistycznej opozycji (lata 1976–1977), związanej z Komitetem Obrony Robotników KOR. Z pewnością jest w tym duża część prawdy. Przełomem na skalę światową była wtedy „profesjonalizacja” drugiego obiegu. Tworzeniem i redagowaniem tekstów zajęli się zawodowi dziennikarze i publicyści. W opracowaniach dotyczących drukarstwa „podziemnego” czytamy m.in., że „próby chałupniczego powielania tekstów (...) zostały zastąpione przez wykorzystanie profesjonalnych powielaczy, początkowo »wycofywanych« z zakładów państwowych, a następnie dostarczanych w coraz większych ilościach z Zachodu. Jednak największe nakłady (przekraczające 100 tys. egzemplarzy) były osiągane w drukarniach opierających się na »ręcznej« technice sitodruku”.
„Bibuła” jako narzędzie bezkrwawej walki z przemocą nie jest jednak wynalazkiem ani czasów KOR-u, ani „Solidarności”. Pierwszeństwa w tej dziedzinie nie można też przypisać rosyjskim twórcom „samizdatu”, nawet jeśli uznamy ich wpływ na nasz drugi obieg wydawniczy. Tradycje polskiej „bibuły” sięgają okresu zmagań z carskim uciskiem. Pisze o tym w broszurze pt. „Bibuła” z roku 1903 późniejszy Marszałek Polski, Józef Piłsudski: „Ogromna ilość literatury nielegalnej, krążącej po kraju – czytamy w zapiskach Marszałka – stanowi bez wątpienia nowe i nieznane dotąd zjawisko w Polsce pod caratem, a przyzwyczajenie i nawet pewne przywiązanie do bibuły wśród ludu pracującego w miastach i po wsi ziszcza owo marzenie Mickiewicza, który będąc sam autorem druków zakazanych, wzdychał do czasu, gdy książka jego zabłądzi pod strzechy włościańskie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski