Światowe media czekają na każde jego potknięcie. Papież z benedyktyńską wytrwałością robi swoje.Jego łagodny głos ma siłę prorocką, a świat nigdy nie kochał proroków.
Kiedy we wtorek 19 kwietnia 2005 roku około 18.40 świat usłyszał słowa: „Habemus Papam!”, kard. Józef Ratzinger miał 78 lat i czekał na zasłużoną emeryturę. Jeden Pan Bóg wie, ile musiało go kosztować przyjęcie tego krzyża. Kilka dni później z ujmującą szczerością porównał konklawe do gilotyny. Odprawiając pierwszą papieską Mszę, wyznał, że pomogła mu myśl o poprzedniku: „Czuję, jakby mocna ręka Jana Pawła II trzymała moją. Zdaje mi się, że widzę jego uśmiechnięte oczy i słyszę jego słowa skierowane do mnie w tej szczególnej chwili: Nie lękaj się!”. Benedykt XVI w dużym stopniu pozostał wierny swojemu podstawowemu powołaniu: profesora teologii. Jego wykłady zawsze przyciągały tłumy, bo nie były suchą, akademicką teologią, ale prawdziwym pokarmem dla ducha. Potrafi łączyć prawdy wiary z ludzkim życiem, przekłada Ewangelię na język codzienności, na życiową mądrość.
Trzy encykliki i osobista książka
Pierwsza encyklika Benedykta XVI z 25 grudnia 2005 roku nosi tytuł „Bóg jest miłością”. Słowo „Bóg” pada tutaj jako pierwsze. To nie jest przypadek. To zasadniczy kierunek tego pontyfikatu: przypominanie, że Bóg jest pierwszy. On jest Źródłem, On pierwszy nas kocha, z tej Jego miłości jesteśmy. Bóg ma władzę nad człowiekiem, ale nie trzeba się jej bać, bo to władza miłości. Odpowiedzieć na tę miłość, oto podstawowe powołanie człowieka. Jan Paweł II pisał dużo o człowieku, powtarzał: „człowiek jest drogą Kościoła”. Teocentryzm Benedykta i antropologiczne nauczanie Jana Pawła znakomicie się uzupełniają. Bóg i człowiek nie konkurują przecież ze sobą. W książce „Jezus z Nazaretu” papież wskazał na Chrystusa jako na Tego, który pojednał Boga z człowiekiem. Ta papieska publikacja była prezentem na drugą rocznicę pontyfikatu (drugi tom jest już ponoć gotowy). Nie jest to oficjalny dokument, ale osobiste wyznanie wiary Piotra naszych czasów.
Benedykt XVI w swoim nauczaniu diagnozuje podstawową słabość zachodniej cywilizacji. Jest nią zagubienie Boga. Ta choroba prowadzi łatwo do ubóstwienia materii i ziemskich żywiołów, a ostatecznie do rozpaczy, opiewanej jako jedyna godna człowieka postawa wobec przemijania i śmierci. Bóg jest większy od nas, przypomina Benedykt, od ludzkich dokonań: od techniki, od demokracji, od mediów itd., ale świat skłonny jest zaakceptować najwyżej takiego boga, któremu sam człowiek wyznacza miejsce. Jeden z dogmatów współczesności głosi, że „wszystko, co odnosi się do Boga, należy lokować po stronie podmiotu. (…) My decydujemy o tym, co Bóg może czynić i co my czynić chcemy lub powinniśmy” – zauważa papież w „Jezusie z Nazaretu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz