Przestano mu śpiewać „Sto lat”, no bo jakże życzyć stu lat, gdy jubilatowi do setki brakuje zaledwie siedmiu? Bp Albin Małysiak, najstarszy polski biskup, obchodzi 40-lecie swej posługi biskupiej.
Gdy idzie energicznym krokiem od krakowskiego Salwatora, gdzie mieszka, ku Staremu Miastu, przechodnie, którzy go nie znają, nie domyślają się ani sędziwego wieku, ani bogatego życiorysu tego szczupłego kapłana. Miewa się doskonale zapewne dlatego, że nie miał nigdy okazji do lenistwa duchowego i fizycznego. – Do dziś gimnastykuję się codziennie rano i wieczorem, tak jak zalecał mój profesor ze szkoły średniej – mówi biskup Albin. Znany z wielkiego dynamizmu działania, był zawsze niestrudzony w, jak sam to określał, „radosnym głoszeniu Ewangelii”. Zarówno wtedy, gdy po wyświęceniu w 1941 r. jako kapłan ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy był wikarym w Zembrzycach w czasach okupacji, jak i później, gdy był dyrektorem Zakładu Wychowawczego im. ks. Siemaszki, kapelanem zakładu opiekuńczego im. Helclów, wieloletnim proboszczem parafii NMP z Lourdes w Krakowie i biskupem pomocniczym u boku kard. Karola Wojtyły.
Duszołap
Jego lata pracy w krakowskiej parafii, której częścią było Miasteczko Studenckie (1958–1970), przeszły do duszpasterskiej legendy. Ówczesny ks. dr Albin Małysiak CM był zaś prawdziwym „duszołapem”. Znane były jego „spacery duszpasterskie”. Nie mogąc skutecznie przyciągnąć studentów z kościelnej ambony, sam szedł do nich. Spacerował popołudniami w okolicach, gdzie gromadzili się, wracając z zajęć, np. na przystankach tramwajowych, i zagadywał, zapraszając na zajęcia duszpasterstwa akademickiego. W rezultacie do kościoła „Na Miasteczku” przychodziły tysiące młodzieży. Ich duszpasterz przekradał się także do akademików. Robił to w cywilnym ubraniu, gdyż portierom z domów studenckich zakazano wpuszczać księży. – Poszedłem w cywilu do akademika przy ul. Bydgoskiej. Portierowi powiedziałem, że chcę odwiedzić studenta, ale podałem fikcyjne nazwisko. Ów długo szukał w spisie i oczywiście studenta o takim nazwisku nie znalazł. Zaproponował mi jednak, bym poszedł na piętra i sam odszukał tego studenta. Na pierwszym piętrze nałożyłem koloratkę i przez trzy godziny chodziłem od pokoju do pokoju. Otwierano mi chętnie. Wchodziłem uśmiechnięty, pytałem, co studiują, skąd pochodzą, proponowałem książki religijne – wspomina bp Albin.
Równie skuteczny był w innych dziedzinach duszpasterstwa parafialnego. Tysiące dzieci brały udział w katechizacji, w procesjach Bożego Ciała szło corocznie po kilkanaście tysięcy osób. „Potrafił osobiście pójść do rodziny, gdy dziecko nie przyszło na lekcję religii, nie aby je zganić, ale żeby je odzyskać. Jest on duszpasterzem, który zawsze pójdzie za swoją owieczką w ciernie, aby ją z nich wyplątać” – wspominała dr Wanda Półtawska. Ta skuteczność proboszcza Małysiaka była solą w oku władz komunistycznych. Szczególnie irytowało ich to, że do kościoła „Na Miasteczku” chodziły tłumnie żony i dzieci partyjniaków oraz oficerów milicji i wojska ludowego. Dlatego proboszcz był wzywany często na rozmowy „dyscyplinujące” do Wydziału ds. Wyznań, karany finansowo za wydumane przekroczenia, chciano go nawet wsadzić do aresztu. Gotowy już nakaz aresztowania cofnięto pod wpływem doniesień agenturalnych o wzburzeniu studentów z tego powodu. Niewysoki wzrostem kapłan był jednak odważny i nie bał się tych komunistycznych gróźb. Nie bał się zarówno wtedy, jak i w czasie wojny, gdy wraz z s. Bronisławą Wilemską uratował od śmierci pięcioro Żydów, ukrywając ich w zakładzie opiekuńczym im. Helclów, jak i w czasach swego biskupstwa, gdy przeżył zamach na swoje życie ze strony komunistycznej bezpieki. Działalność duszpasterska ks. Małysiaka zwróciła uwagę nie tylko komunistów. Bacznie obserwował ją także ówczesny metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła, który już w 1967 r. mówił mu: „zostaniesz biskupem”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogdan Gancarz