Biblia mówi, że człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną. Odczytywanie tego jako zachęty do niszczenia przyrody jest nieporozumieniem.
Dlaczego Kościół milczy? – pytał niedawno dramatycznie Jarosław Makowski na łamach „Newsweeka” (13.12.2009). Chodzi o rzekome milczenie Kościoła na temat dręczenia zwierząt. Zdaniem autora, winę ponosi św. Tomasz z Akwinu, który odmawiał zwierzętom prawa do posiadania duszy. Winny jest także biblijny opis stworzenia, w którym mowa jest o panowaniu człowieka nad przyrodą. Pointa tekstu jest następująca: „Chrześcijanie pogardzają zwierzętami i traktują je jak przedmioty. W końcu wiara Jerozolimy i rozum Aten, czyli dwa filary naszej cywilizacji, połączyły siły, by znaleźć duchowe i racjonalne przesłanki i okrucieństwa wobec zwierząt nie nazywać grzechem”. Zastanawia, dlaczego błyskotliwy teolog katolicki powtarza takie bzdury. Czy mamy uwierzyć, że różnej maści sadyści znęcający się nad zwierzętami zagłuszają swoje wyrzuty sumienia lekturą „Sumy teologicznej”? Albo że obrońców przyrody motywuje religijna troska o zwierzęce dusze? Oczywiście sam temat istnieje i jest ważny. Pytanie o miejsce zwierząt, a szerzej świata przyrody, w chrześcijańskiej wizji świata zasługuje na poważne potraktowanie.
Kochane szczury
Ze swoich dziecięcych lat pamiętam, że w rachunku sumienia z książeczki do nabożeństwa było pytanie: „czy nie dręczyłeś zwierząt?”. Okrucieństwo wobec zwierząt jest czymś złym. To podpowiada człowiekowi zdrowe sumienie, niezależnie od religijnych przekonań. Również współczesne nauczanie Kościoła mówi o tym bardzo wyraźnie. Wystarczy zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Czytamy w nim: „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich” (2416). Prócz tej ogólnej normy znajdziemy tam kilka szczegółowych zasad moralnych, m.in. tę: „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie” (2418).
Św. Franciszek jest słusznie patronem ekologów.
Znane są opowieści o jego przyjaźni ze zwierzętami i całą przyrodą. Bywa jednak traktowany jako szlachetny wyjątek. A to nieprawda. Przykładów przyjaznej postawy świętych wobec stworzeń znajdziemy wiele. Przyjaciółmi zwierząt byli św. Filip Nereusz czy św. Roch, uznany za patrona zwierząt domowych. Św. Marcin de Porres był założycielem pierwszego w świecie schroniska dla bezdomnych zwierząt. Kiedy otrzymał od przeora polecenie rozsypania trutki na szczury w klasztorze, postanowił przemówić im do zwierzęcego rozumu: „Kochane szczury, napsociłyście w naszym klasztorze i przeor kazał wam podrzucić trutki. Dlatego naprawdę idźcie stąd, poszukajcie sobie takiego miejsca, gdzie nie będziecie nikomu przeszkadzały”. Ponoć szczury posłuchały Marcina. Opowiadają o św. Róży z Limy, że żyła w przyjaźni z komarami, które jej nie atakowały. Powie ktoś, że to wszystko pobożne legendy. Zgoda, ale takie opowieści przekazują pewną prawdę. Wskazują, że świętość oznacza życie w harmonii z całym stworzeniem. Przy czym podstawą tej harmonii jest życie w przyjaźni z Bogiem, z innymi i z samym sobą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz