Schody zaczynają się, gdy narzeczeni decydują, gdzie wziąć ślub: w cerkwi, czy w kościele? Ale to dopiero początek ekumenicznych problemów małżeństw mieszanych. Jak się później wspólnie modlić? Które święta obchodzić? Gdzie ochrzcić dzieci?
W Siemiatyczach są dwie cerkwie i dwa kościoły katolickie. Wśród 17 tys. mieszkańców jedna trzecia to prawosławni. Więc małżeństw mieszanych wyznaniowo jest tu sporo. Miesiąc temu batiuszka błogosławił związek Doroty Koc i Krystiana Kaczmarka. Ona prawosławna, on katolik. Ona stąd, on z Poznania. Ustalili, że ślub biorą w cerkwi, a dzieci chrzcić będą w świątyni katolickiej. Ona wystąpiła o dyspensę do prawosławnego metropolity Sawy i przyjęła do wiadomości jego zobowiązanie do wychowania dzieci po katolicku. Prawo kanoniczne zezwala na ślub katolika z osobą innego wyznania pod warunkiem, że strona katolicka oświadczy, że „jest gotowa odsunąć od siebie niebezpieczeństwo utraty wiary” i złoży przyrzeczenie, że „uczyni wszystko, co w jej mocy, aby wszystkie dzieci zostały ochrzczone i wychowane w Kościele katolickim”. Strona niekatolicka powinna być powiadomiona o przyrzeczeniu.
– Bardzo irytowało mnie, że muszę podpisać, iż „przyjmuję do wiadomości”, czyli właściwie – zgadzam się na wychowanie moich dzieci w wierze męża. Wyglądało na to, że Kościół katolicki łaskawie się godzi na ślub z moim narzeczonym, pod warunkiem, że zerwę z prawosławiem – mówi mama kilkuletniego Antosia, zastrzegając anonimowość. Łudzi się, że dzieci, z którymi chodzą naprzemiennie do cerkwi i do kościoła, będą czuły się bogatsze, bo wychowane w dwóch tradycjach. Ma nadzieję, że kiedyś same zdecydują, która z nich jest im bliższa. Sama wzrastała w domu prawosławno-katolickim. Ojciec był prawosławnym teologiem, dwóch wujów – duchownymi w cerkwi. Ale mama była wyznania katolickiego. Z domu wyniosła więc szacunek do jednej i drugiej tradycji, choć ma poczucie, że wymagając deklaracji wychowania dzieci w wierze katolickiej, Kościół nadużywa pozycji „monopolisty”.
Kiedy mama Antka kładzie go do łóżka, modli się z nim i po katolicku, i po staro-cerkiewno-słowiańsku. Z mężem nie mają okazji wspólnie się modlić. Czuje, że w tej ważnej kwestii brak w ich małżeństwie jedności. – Już u samego początku takie małżeństwo przeżywa poważne „rozejście”, choć przecież z zasady ma prowadzić do jedności. Zamiast okazji do wzrastania w miłości małżeńskiej i rodzicielskiej – małżonkowie u początku swojej drogi spotykają rysę podziału – mówi bp Tadeusz Pikus, który brał udział we wspólnych pracach Komisji Teologicznej Polskiej Rady Ekumenicznej i Komisji ds. Dialogu między PRE a Episkopatem nad projektem dokumentu, który ułatwiłby życie małżonkom różnego wyznania.
Projekt deklaracji dotyczącej małżeństw osób o różnej przynależności wyznaniowej przewiduje, że rodzicom pozostawi się wolność w sprawach wyboru wiary, w jakiej będą wychowywane ich dzieci. Entuzjazm narzeczonych różnych wyznań jest jednak przedwczesny. Właśnie ten punkt wzbudza najwięcej wątpliwości.
– W projekcie dokumentu „Małżeństwo chrześcijańskie o różnej przynależności wyznaniowej” nie ma wprost odejścia od tego wymagania, ale proponuje się małżonkom, by sami w sposób odpowiedzialny dla dobra wiary i swoich dzieci podjęli tę decyzję. Tu pojawia się problem eklezjalny – wspólnota wiernych odpowiedzialna jest przecież za swoich członków. Dokument postuluje zniesienie tej odpowiedzialności – mówi bp Tadeusz Pikus, zastrzegając, że tekst deklaracji jest zaledwie projektem bez definitywnej autoryzacji ze strony Kościołów. Strony dialogu mają świadomość, że wersja ta wymagałaby w Kościele katolickim co najmniej rozpoznania Stolicy Apostolskiej. – Od tego wymagania Kościół lokalny odejść nie może – podkreśla bp Pikus, otwarcie przyznając, że na tym etapie Kościół katolicki nie widzi dobrego rozwiązania problemów małżeństw mieszanych. Gorzej – może go jeszcze długo nie być. – Rzecz w tym, by nie szukać tego, co jest łatwiejsze, ale tego, co jest lepsze, czyli bliższe prawdy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb